Wiemy, że do tego spotkania doszło w holenderskim obozie Westerbork, właśnie przed deportacją do obozu zagłady. Dowiadujemy się o tym z pospiesznego zapisu Etty, która opowiada o przybyciu dwóch mniszek, „urodzonych w rodzinie żydowskiej, bogatej i światłej, z Wrocławia” – Edyty i jej siostry Róży. Nie dowiemy się jednak nigdy, co sobie powiedziały, nigdy nie będziemy mogli zobaczyć wymiany spojrzeń. Podzielamy przekonanie Cristiany Dobner, że „rozpoznały się” po twarzach, tych twarzach, które – jak pisze autorka – ujawniają „wyjątkowość i konkretną tożsamość osoby”. Istnieją rodzaje literackie symulujące spotkania, które nigdy nie miały miejsca, na ogół między autorem a postacią, która żyła w innych czasach, oczywiście sławną. Określane są jako „wywiady niemożliwe” i cieszyły się wielkim powodzeniem. Cristiana Dobner w swojej książce wybrała inną drogę, trudniejszą i głębszą: próbuje wyobrazić sobie i opisać, co każda z dwóch kobiet zobaczyła w twarzy drugiej. Wiedząc, że chodzi o twarze, które ujawniały długą wewnętrzną refleksję, twarze, które były zwierciadłem wnętrza, w pełni świadome znaczenia stosunków międzyludzkich, twarze, w których zapisany był ślad innych, bogatych w sens spotkań, które przeżyły.



Właśnie badając ich myśl i ważne spotkania, do których doszło, Dobner próbowała odtworzyć to, co twarz jednej musiała powiedzieć drugiej, nawet bez słów, choćby tylko jednym spojrzeniem. Spojrzeniem, które zwłaszcza w tak dramatycznej chwili było niewątpliwie zdolne czytać we wnętrzu, uchwycić istotne znaczenie tego ich wzajemnego patrzenia na siebie.

Twarz Edyty (poniżej) jest odtworzona na podstawie uważnej analizy nielicznych fotografii, a przede wszystkim na podstawie słów osób, które ją spotkały, wiernie przytoczonych w protokołach procesu beatyfikacyjnego, do których sięga autorka. Jest to źródło na ogół pomijane, ale bardzo bogate.

/



Niektóre z opowiadanych spotkań mają miejsce, kiedy Edyta przebywa w klasztorze klauzurowym, a zatem – jedynie zasłonięta welonem twarz za kratami, a jej dusza wyraża się w głosie, w słowach. Najmocniejsze słowa na jej temat to słowa przyjaciela-księdza Eryka Przywary, który opisuje jej wierną i niezachwianą „miłość do swojego ludu i (…) siłę, którą emanowała”. Potwierdza to styl, w którym – pisze Dobner – „przebija siła klasyczna, filozoficzna – w związku między dominującą wówczas filozofią fenomenologiczną Edmunda Husserla a myślą Tomasza z Akwinu – siła artystyczna; szczególnie upodobała sobie Bacha i Regera oraz hymny Kościoła”.



Również Etty, spotykając Edytę, przekazuje siłę. W niej straszliwa trwoga oczekiwania na deportację „w niewytłumaczalny sposób staje się życiową siłą, a nie słabością grobu”.



Długa i bolesna droga Etty ma charakter w mniejszym stopniu intelektualny niż w przypadku Edyty, bardziej praktyczny: prawdziwe oblicze tej młodej holenderskiej Żydówki ujawnia się dzięki spotkaniu z oryginalnym psychoanalitykiem chirologiem Juliusem Spierem, który poprowadzi ją długą i bolesną drogą do poznania swego wnętrza.



Dla Etty motywem przewodnim na tej drodze są słowa, które poznała z Tory: „Bóg stworzył człowieka na swój obraz”, ale wie ona, że ten wątek podlega ciągłym napięciom. W zeszytach, listach, dziennikach Etty opowiada drobiazgowo o tej swojej wewnętrznej podróży, o tym odkrywaniu swojego prawdziwego oblicza. Właśnie dlatego, że udało się jej to zrozumieć, nie zabiera ze sobą do obozu portretów bliskich jej osób; wie, że ich twarze są przechowywane „na ścianach” jej wnętrza, gdzie znajdzie je zawsze.



Wybór ze strony Dobner twarzy jako szczególnego narzędzia przekazu nie jest przypadkowy: autorka bowiem dobrze wie, że temat twarzy stał się „nowym i najwyższym dyskursem filozoficznym współczesności”, jak wyraźnie wyjaśniał Emamnuel Lévinas, wielki filozof żydowski, który napisał, że twarz, dzięki temu że pozwala spotkać się z drugim człowiekiem, otwiera na myśl o nieskończoności. „W ten sposób – pisze Dobner – nawiązuje się relacja, w której szuka się drugiego, jednak głęboki sens nie kryje się w samej relacji, ale odsyła ku czemuś dalszemu”. I z pewnością właśnie to otwarcie na nieskończoność było wyraźnie obecne w myślach i w sercu obydwu kobiet, kiedy się spotkały, obydwie otwarte na objawienie boskie. Być może spotkały Go razem, choćby na parę chwil, a ich wzajemne spojrzenia były darem, zanim przyszło im przeżyć piekło.

 

KAI