Rafał Ziemkiewicz kolejny raz udowadnia, że jest jednym z najbardziej wybitnych felietonistów naszej polskiej rzeczywistości. Tym razem w swoim Subotniku publikowanym na portalu "Do Rzeczy" Ziemkiewicz pisze: "Nie wypada się przechwalać − ale jeżeli już, kiedyż to robić, jeśli nie z Nowym Rokiem − niemniej wśród licznych sukcesów, jakie udało mi się osiągnąć, jest i taki, że mój fejsbukowy fanpejdż znalazł się na siódmym miejscu pod względem częstotliwości zgłaszania do zablokowania przez rodzimych tropicieli faszyzmu. I to pomimo faktu, iż przez cały ubiegły rok był on praktycznie martwy. Oczywiście, w tej sytuacji solidnie obiecuję ten stan rzeczy zmienić i w jak najszybszym czasie zaktywizować mą stronę".

Dalej: "Dowiedziałem się też, że wiele z moich wystąpień, zawieszanych przez fanów na jutubie, zostało przez administrację tego popularnego portalu ocenzurowanych – to znaczy, nie usunięto ich ani nie okaleczono, ale nadano im status „niebezpiecznych”, przez co nie pojawiają się w jutubowej przeglądarce. Chyba, że ktoś pofatyguje się wyłączyć standardowy w niej „tryb bezpieczny”. Co charakterystyczne, za potencjalnie zagrażające demoralizacją młodzieży uznał youtube.pl zapisy nie tych spotkań, na których mówiłem o ruchu narodowym czy fałszywości tworzonej wokół niego „czarnej legendy”, ale te, na których mówiłem o Unii Europejskiej. „Niebezpieczne” okazują się stwierdzenia tego rodzaju, że UE jest jak kredyt w banku − rzecz sama w sobie bardzo korzystna, jeśli się go bierze na przemyślaną inwestycję, ale mogąca stać się przyczyną zguby, jeśli ktoś bezmyślnie uwierzył, że mu „dają” coś za nic, za pożyczone kwoty „zaszalał” nie myśląc, z czego odda, a jeszcze nie chciało mu się doczytać pisanej drobnymi literkami umowy".

Jakie mechanizmy cenzorskie obowiązują na Youtubie albo Facebooku? Tego nikt nie wie. Rafał Ziemkiewicz stwierdza: "Nie bardzo wiem, jaki jest mechanizm podejmowania przez portal tych cenzorskich decyzji − podejrzewam, że robi to automatycznie po otrzymaniu iluś tam zgłoszeń, względnie, że nawiązał współpracę z jakimiś nawiedzonymi lewakami na podobnej zasadzie jak federacja piłkarska, która po uważaniu nakłada na kluby piłkarskie kary wskutek donosów maniaków i cwaniaków z rozmaitych „Nigdy Więcej” że tu i tam dostrzegli „rasistowski” transparent (o tym, że stało się to dla pewnej grupy ludzi fajnym sposobem wymuszania z klubów haraczy za święty spokój, pisano swego czasu i sam te publikację tu przywoływałem). Jak dotąd w każdym razie nikt się nie zgłosił z propozycją, że za jakąś konkretną sumę zaprzestanie zarzucania administratorów donosami o wykryciu „faszysty”, ale wszystko jest możliwe".

Na koniec Ziemiewicz ma przesłanie dla wszelkiej maści tropicieli "brunatnej fali" w Polsce: "Mam dla nich wszystkich dobra wiadomość: „brunatna fala” narasta, mimo waszej gorliwej służby, a nawet jakby dzięki niej. Popatrzcie, jak zdołali brunatni terroryści sterroryzować Kubę Wojewódzkiego! Biedak, niewątpliwie zastraszony, nie odważył się oddać polanej „żrącą brunatną cieczą” garderoby do ekspertyzy, wycofał zeznania i w ogóle przestał się stawiać na wezwania policji, aż ta umorzyła sprawę. To przecież oczywisty dowód zastraszenia − równie oczywisty, jak oczywiste jest, że przedstawione przez MSWiA w odpowiedzi na interpelację jednego z parmanetarzystów statystyki pedofilii, zgodnie z którą na ponad 1600 stwierdzonych w ostatnich latach czynów pedofilskich tylko kilka oskarżeń dotyczyło księży są oczywistym i dobitnym dowodem, że Kościół zapewnia księżom-pedofilom bezkarność!".

Całość Subotnika przeczytaj TUTAJ

sm/Do Rzeczy