Rafał Ziemkiewicz przypomina w felietonie dla „Do Rzeczy” powieść „Smuga Cienia” Conrada i wątek śmierci kapitana podczas rejsu statku. Pisze odpowiedzialności oficerów, którzy uszanowali wolę zmarłego i jego zastępcą uczynili młokosa bez większego doświadczenia. Jak się okazało, była to jednak słuszna decyzja, bo bohater poradził sobie w trudnych sytuacjach. „Dzięki takiej polityce kadrowej brytyjska flota była w stanie znakomicie obsłużyć rozległe imperium (…). Starszy, mądrzejszy i bardziej doświadczony brał na siebie odpowiedzialność za młodszych i mniej doświadczonych, by zrobić z nich godnych siebie następców. To było właśnie kwintesencją patriarchatu: więcej ci Bóg dał, więcej od ciebie wymaga” – podkreśla publicysta.

I ubolewa, że dziś nie byłoby nikogo, kto wziąłby na siebie odpowiedzialność za wyznaczenie nowego kapitana. „Zadecydowałaby wysługa lat, punkty, konkurs ofert, protekcja, parytet i co tam jeszcze. A jeśliby w ten sposób wyłoniony kapitan skrewił, wszyscy mogliby rozłożyć ręce i oznajmić, że to, iż niewłaściwy człowiek trafił na stanowisko do którego nie dorósł, nie jest ich winą” – prognozuje Ziemkiewicz.

Zdaniem felietonisty, współczesna cywilizacja toczy się siłą rozpędu. „Jeśli scenkę ze starej powieści uznać za reprezentatywną dla tamtego, zamierzchłego świata, to co jej przeciwstawia współczesność?” – pyta Ziemkiewicz i pisze o programach dla grubasów. Zauważa, że w większości z nich za epidemię otyłości winne uważa się koncerny i „złych kapitalistów”, a przecież to ludzie sami się tuczą, dobrze wiedząc, co zawierają w sobie chipsy albo batony.

„Ktoś się może zdziwić, że zestawiam ze sobą dwie sprawy odległe od siebie, i jeszcze twierdzę, że całość traktuje o patriarchacie” – zauważa RAZ. I tłumaczy: „Walka z „patriarchatem” to ideologia społeczności, która posłuszeństwo patriarsze, mądremu ojcu, zastąpiła uleganiem rozkapryszonemu smarkaczowi. Smarkacz chce cukierków, i cukierki mają być. I mają być takie, żeby smarkacz nie ponosił konsekwencji swojej niedojrzałości. Jeśli smarkacz przyprawił się o śmiertelna chorobę, to oczywiście nie ma o to pretensji do siebie, tylko do tych, co spełniali jego zachcianki. I żąda, żeby wymyślili taką pigułkę, po której będzie mógł opychać się jak facet z Monty Pythona, pozostając zdrowy i piękny, parzyć się jak pies na każdym trawniku, nie łapiąc AIDS, kupować wszystko na co tylko ma ochotę na kredyt nie popadając w zadłużenie i tak dalej. Jeśli ktoś mu tego nie zapewni (ale kto, skoro patriarchów w tym świecie nie ma?) będzie „oburzony”, sfrustrowany i obrażony na cały świat”.

Ziemkiewicz konstatuje, że dzisiejszy świat jest paskudny. I dodaje: „Żeby mówić, że jest urządzony lepiej od tamtego dawnego, patriarchalnego, trzeba mieć pod stropem nierówno”. Całość felietonu TUTAJ

Beb/Dorzeczy.pl