Do protestu przygotowują się ratownicy medyczni. Straszą, że jedyny sposób, aby władza potraktowała ich poważnie, to strajk. Pojawiają si groźby, że karetki mogą po prostu stanąć. To możliwe, bo część ratowników zatrudniona jest na kontraktach i nie można na siłę wezwać ich na dyżur.

Jak informuje wyborcza.pl – reszta ratowników może śladem pielęgniarek z Lublina pójść na zwolnienie chorobowe. Jarosław Madowicz, który jest prezesem Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych stwierdza:

Poprzemy protest, bo jako grupa zawodowa jesteśmy cały czas oszukiwani”.

Poprzednie groźby protestu pojawiły się przed rokiem. Wiceminister zdrowia Marek Tombarkiewicz zawarł wówczas porozumienie z ratownikami, na mocy którego wszyscy ratownicy w pogotowiu i szpitalach od lipca ubiegłego roku mieli dostać 400 zł podwyżki i kolejne 400 zł od stycznia tego roku. Mimo, że rząd przyznał dotacje na podwyżki dla 16 tys. ratowników pracujących w pogotowiu. Środków nie otrzymały za to szpitale – NFZ zwiększył im kontrakty, wobec czego według resortu zdrowia same powinny znaleźć pieniądze.

Ministerstwo wydało rozporządzenie, na mocy którego NFZ ma w końcu wypłacić szpitalom pieniądze dla ratowników, jednak chodzi o okres od lipca 2017 do grudnia 2018, w styczniu mają wrócić do poprzedniego poziomu, wyjątkiem będą SOR-y. Ratownicy twierdzą, że to niezgodne z kodeksem pracy. Stwierdzają też, że są dyskryminowani w porównaniu do pielęgniarek, których jest dziesięciokrotnie więcej, a otrzymały wyższe podwyżki.

O ile rozgoryczenie sytuacją finansową ratowników jest zrozumiałe w związku z niezwykle ważną i trudną pracą, jaką wykonują, o tyle już wystosowane przez nich groźby są po prostu niedopuszczalne. Uważają, że łagodny protest nic nie da i muszą po prostu nie przyjść do pracy, bo inaczej nie wymuszą zmiany. Protest protestem, pieniądze pieniędzmi, ale nie może być sytuacji, w której ktoś straci zdrowie lub życie przez żądania ratowników!

dam/wyborcza.pl,Fronda.pl