11-letnia dziewczynka z Paragwaju urodziła zdrową córkę. Zwolennicy aborcji wykorzystują jej przypadek do walki o zniesienia istniejącego w Paragwaju prawa chroniącego życie.

Dziewczynka urodziła w szpitalu w stolicy Paragwaju, Asunción. Noworodek waży 3 kg. Jak mówią lekarze, zarówno matka, jak i córka są zdrowe. Tymczasem Amnesty International prowadziła kampanię na rzecz zabicia poczętego dziecka. Organizacja sugerowała, że aborcja jest konieczna dla ratowania życia młodej matki.

Sprawa wyszła na jaw w maju br. 10-letnia wówczas dziewczynka zgłosiła się do lekarza z bólem brzucha. Okazało się, że jest w 22. tygodniu ciąży. Władze natychmiast aresztowały matkę, a później ojczyma 10-latki. 42-letni mężczyzna został oskarżony o seks z nieletnią i gwałt, za co grozi mu 15 lat więzienia. Ojczym nie przyznaje się do zarzutów i żąda przeprowadzenia testów DNA.

Amnesty International wszczęła kampanię na rzecz przeprowadzenia aborcji u dziewczynki. „Ratuj jej życie” - apelowała w rozpowszechnianych materiałach. Lekarze nie stwierdzili jednak, by życie młodej matki było zagrożone. W związku z tym zabicie nienarodzonego dziecka byłoby niezgodne z paragwajskim prawem. Jak zapewniał minister zdrowia Paragwaju Antonio Barrios, dziewczynce udzielono wszelkiej potrzebnej pomocy. Ostatecznie poród odbył się przez cesarskie cięcie. Amnesty International podtrzymuje jednak swoje zdanie.

- Wywieranie fizycznego i psychologicznego nacisku na tę młodą dziewczynę, by kontynuowała niechcianą ciążę jest równoznaczne z torturą – stwierdziła Guadalupe Marengo, dyrektor ds. Ameryk w Amnesty International. Erika Guevara z Amnesty Americas dodaje, że nawet jeśli życie nie było zagrożone, to „doszło do naruszenia praw człowieka”.

Dotychczas nie pojawiły się informacje, by młodociana matka kiedykolwiek prosiła o aborcję.

KJ/CNN/Mirror.co.uk