Tropiąca „lewaków” i „pedałów” strona znowu działa. Zamknięty w maju przy współpracy polskiej policji i amerykańskiego FBI portal wraca do życia. Redwatch obecnie działa na serwerze znajdującym się w Teksasie, dlatego polska prokuratura ma w tej sprawie związane ręce.

Ostatnie próby zamknięcia serwisu, który tropi „zdrajców rasy” polskie organy ścigania podjęły w 2011 roku, kiedy na liście wrogów znaleźli się Robert Biedroń i Anna Grodzka. Ale USA odmówiły wykonania wniosków o pomoc prawną, powołując się na gwarantującą wolność słowa pierwszą poprawkę do konstytucji. Bez pomocy Stanów Zjednoczonych Polska niewiele może w tej sprawie zrobić... 

Redwatch wraca zatem ponownie, aktualizując informacje na temat tych wszystkich, którzy mieli dopuścić się „zdrady rasy”. „Poprzez Redwatch chcemy uświadomić środowiskom, które są nam przeciwne, że to, co wiedzą na nasz temat, jest niczym w stosunku do wiedzy, jaka posiadamy o nich” - piszą administratorzy serwisu. I zachęcają do przesyłania adresów, telefonów i numerów tablic rejestracyjnych osób, które rozpoznają na zamieszczonych na portalu zdjęciach. Nowe wpisy pojawiają się na Redwatch w zakładce „aktualności”, przez co łatwo jest śledzić aktualizacje. Serwis dzieli „wrogów” ze względu na miejsce zamieszkanie – można ich wyszukiwać, wybierając z listy województwo.

Wprawdzie na stronie można znaleźć informację, że jej twórcy nie akceptują i nie popierają „jakiegokolwiek rodzaju przestępczości, przemocy lub innych działań niezgodnych z prawem”, ale już Krew i Honor, neonazistowska organizacja, która prowadzi Redwatch głosi w internecie: „jeżeli my nie zniszczymy wroga, to on zniszczy nas".

Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka ostrzega przed atakami na osoby, znajdujące się na listach Redwatch. Do takiej sytuacji doszło na przykład w maju 2006 roku, kiedy na warszawskim Powiślu dwóch napastników pchnęło nożem przedstawiciela środowiska antyfaszystowskiego.

Beb/Rzeczpospolita