INWIGILACJA PRAWICY, CZYLI TAJNA OPERACJA UOP

Noc z 4 na 5 czerwca 1992 roku. Po dramatycznym wystąpieniu premiera Jana Olszewskiego Sejm przystępuje do głosowania. Wynik jest do przewidzenia – rząd Olszewskiego zostaje odwołany a lustracja zablokowana. To właśnie uchwała dająca możliwość ujawnienia agentury w życiu publicznym stała się jedną z głównych przyczyn odwołania rządu Olszewskiego. Minister spraw wewnętrznych Antoni Macierewicz nie miał możliwości wykonania do końca uchwały lustracyjnej – Instytut Pamięci Narodowej został powołany do życia dopiero 19 stycznia 1999 roku na mocy ustawy z 18 grudnia 1998 roku o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu.

Uchwała lustracyjna, mimo zdecydowanego sprzeciwu posłów Unii Demokratycznej, została przyjęta przez Sejm 28 maja 1992 roku– podpisał ją ówczesny marszałek sejmu Wiesław Chrzanowski. Uchwała nakazywała ministrowi spraw wewnętrznych ujawnienie nazwisk posłów, senatorów, ministrów, wojewodów, sędziów i prokuratorów będących tajnymi współpracownikami UB i SB w latach 1945–1990. Już po jej przyjęciu w „Gazecie Wyborczej” rozpętała się burza. Nie było dnia, by nie ukazywały się artykuły na temat szkodliwości lustracji. Do najzagorzalszych jej przeciwników należał Jacek Kuroń, który lustrację nazywał „nieszczęściem”, a na łamach „Gazety Wyborczej” przyznał się do rozmów z funkcjonariuszami Służby Bezpieczeństwa.

Mało kto wówczas wiedział, że funkcjonariuszem SB, który rozmawiał z Kuroniem, był Jan Lesiak, do końca PRL pracujący w Służbie Bezpieczeństwa. W 1990 roku trafił oczywiście do Urzędu Ochrony Państwa. Po latach okazało się, że osobiście wstawił się za nim Jacek Kuroń, którego Lesiak – będąc w SB – rozpracowywał. W latach 80. Lesiak zajmował się także Adamem Michnikiem, o czym świadczą znajdujące się w Instytucie Pamięci Narodowej dokumenty.

„Gdyby nie pomoc Jacka Kuronia, Lesiak jak niemal wszyscy funkcjonariusze Departamentu III zajmującego się tzw. nadbudową: inteligencją, naukowcami, pisarzami, artystami, adwokatami, zostałby pozbawiony szans pozostania w służbach. Początkowo negatywnie zweryfikowany, odwołał się od tej decyzji. Wcześniej poprosił Jacka Kuronia o poparcie. I otrzymał je. Niespodziewana rekomendacja Jacka Kuronia podziałała z magiczną siłą i pierwsza decyzja została zmieniona na korzyść Jana Lesiaka. Później przez lata puszył się tym, że w Kuroniu znalazł swego obrońcę. W nowo utworzonym jesienią 1990 roku – na gruzach SB – Urzędzie Ochrony Państwa Lesiak został naczelnikiem wydziału ogólnego przy gabinecie szefa urzędu. Kierował i nadzorował pracę sekretarek, w ogromnej większości znanych mu z czasów SB, kierowców i pracowników – jak się wtedy mówiło – zakładowej stołówki. Już jednak po roku jego lojalność została szczodrze nagrodzona. Sprawy, którymi się do tej pory zajmował, zostały włączone do departamentu administracji. Jemu zaś kierownictwo UOP powierzyło utworzenie tajnego wydziału inspekcyjno-operacyjnego przy gabinecie szefa. […] W wydziale rozpracowywano najróżniejsze sprawy. Od inwigilacji prawicy poprzez badanie drobnych wątków afery FOZZ, ubocznych ścieżek sprawy Art-B, po poszukiwania córki ówczesnego wicemarszałka Sejmu Moniki Kern” – pisał „Dziennik” w 2007 roku.

Wyeliminować Jarosława Kaczyńskiego

Jednym z działań kompromitujących prawicę była próba wydrukowania w 1990 roku w „Tygodniku „Solidarność” artykułu dotyczącego koncepcji obrony, która była skierowana przeciwko NATO. Redaktorem naczelnym pisma był wówczas Jarosław Kaczyński, który nie zgodził się na wydrukowanie tego tekstu.

Tuż po upadku rządu Jana Olszewskiego do Jarosława Kaczyńskiego, wówczas szefa Porozumienia Centrum (członkowie tej partii byli w rządzie Jana Olszewskiego), zgłosił się człowiek, który przedstawił się jako przedstawiciel służb specjalnych. Powiedział, że Jarosław Kaczyński musi natychmiast wyjechać z Warszawy, bo jest przygotowywany na niego zamach. W istocie była to próba zastraszenia szefa PC, by wyjechał on w najbardziej gorącym, politycznym momencie, ze stolicy. Skutkowałoby to pozostawieniem PC bez kierownictwa, a co za tym szło – całkowitym rozpadem partii. Jarosław Kaczyński z Warszawy nie wyjechał podejrzewając, że jest to operacja służb i żaden zamach nie jest przygotowywany.

Po upadku rządu Jana Olszewskiego inwigilacja i dezintegracja prawicy została zlecona przez szefostwo UOP tajnemu Zespołowi Inspekcyjno-Operacyjnemu Lesiaka. W skład zespołu wchodzili byli funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa, którzy po pozytywnej weryfikacji znaleźli zatrudnienie w UOP. Mimo upływu ponad 20 lat nadal nie udało się ujawnić składu personalnego zespołu Lesiaka.

Inwigilację prawicy ułatwiło wprowadzenie w życie „Instrukcji 0015” wydanej 28 październiku 1992 roku przez Piotra Niemczyka, dyrektora Biura Analiz i Informacji Urzędu Ochrony Państwa. Istnienie tej instrukcji ujawnił 5 marca 1993 roku Jarosław Kaczyński.

W konsekwencji Zespół Inspekcyjno-Operacyjny pułkownika Jana Lesiaka opracował w 1993 roku plany działań operacyjnych UOP, których głównym celem była inwigilacja przywódców antywałęsowskiej prawicy. Zamierzano ich kompromitować m.in. przy wykorzystaniu tajnych agentów UOP w środowiskach prawicowych. Szefem Urzędu, jako pełniącym obowiązki, był od 15 lipca 1992 do 30 listopada 1993 roku Jerzy Konieczny, a po nim jego dotychczasowy zastępca generał Gromosław Czempiński. ZIO nadzorował zaś Andrzej Milczanowski, od 13 lipca 1992 roku szef MSW […].

Główny dokument z szafy Lesiaka pod nazwą „Ocena działalności niektórych ugrupowań politycznych” z lutego 1993 roku głosi, że „działalność polityczno-społeczna niektórych polityków wykracza poza ogólnie przyjęte reguły walki politycznej”. Wymieniono w nim Jarosława Kaczyńskiego i Adama Glapińskiego z Porozumienia Centrum, Jana Olszewskiego i Romualda Szeremietiewa z Ruchu dla Rzeczypospolitej, Jana Parysa z Ruchu III Rzeczypospolitej i Antoniego Macierewicza z Ruchu Chrześcijańsko Narodowego – Akcja Polska, a także kierownictwo KPN.

„Politycy ci nie potrafią lub nie chcą zachowywać się jak konstruktywna opozycja, a swoimi działaniami celowo dążą do rozbicia konstytucyjnych struktur państwa, aby w powstałym chaosie przejąć władzę, wyeliminować znaczących polityków innych partii i w konsekwencji ustanowić dyktaturę” – głosiła „Ocena”.

Według niej, największym zagrożeniem jest działalność osób związanych z Jarosławem Kaczyńskim i Adamem Glapińskim, bo „charakteryzuje się ona dużą skutecznością i bezwzględnością, budową struktur mafijnych”.

Na „Ocenie” widnieje dopisek ręczny Andrzeja Milczanowskiego: „Przeczytałem” oraz taka sama adnotacja Jerzego Koniecznego.

Drugi ważny dokument to „Notatka dot. zrealizowanych przedsięwzięć operacyjnych w stosunku do niektórych radykalnych ugrupowań politycznych” z sierpnia 1993 roku, w której jest mowa, że „zgodnie z poleceniem kierownictwa UOP przeprowadzono czynności operacyjne, mające na celu dezintegrację prawicowych, radykalnych ugrupowań politycznych”.

Według notatki w wyniku „kombinacji operacyjnej” z udziałem agenta UOP oznaczonego jako „E”, „uzyskano rozpoznanie, że w RdR występuje wyraźny brak konsolidacji między młodymi działaczami a kierownictwem”. Agent UOP o kryptonimie „A” był używany przez zespół Lesiaka do „kontrolowanego przepływu informacji” między politykami opozycyjnymi a UOP. Chodziło o stworzenie sytuacji, w której agent ten nie tylko dostarczał UOP informacji o sytuacji wśród polityków opozycji, ale przekazywał też im samym informacje, które przygotowywał wcześniej zespół Lesiaka – sugerując politykom, że są to rzekome „przecieki” z UOP.

Według notatki, tym właśnie „kontrolowanym kanałem” Jarosław Kaczyński otrzymał odpowiedź, że PC jako partia nie jest rozpracowana. „Nie ma wydzielonych funkcjonariuszy UOP-u, którzy zajmują się kierownictwem PC. Dla uwiarygodnienia podano, że funkcjonariusze z b. SB w UOP stali się wzorami praworządności i nie zrobią nic, co byłoby sprzeczne z zakresem działania UOP, zaś nowo przyjęci jeszcze nie potrafiliby przeprowadzić skutecznego rozpracowania” – głosi notatka. Według niej „sugerowano, aby on, jako lider, był bardziej umiarkowany. Odniosło to skutek, J. Kaczyński ograniczył występy publiczne i złagodził je”. „Czynności dezintegracyjne będą w miarę operacyjnych możliwości kontynuowane” – brzmi konkluzja notatki.

Oddzielny dokument poświęcony jest Jarosławowi Kaczyńskiemu, określanemu jako „twardy fighter”. W jeszcze innym dokumencie określono wytyczne do działań zespołu Lesiaka wobec Jarosława Kaczyńskiego, aby go kompromitować i dezawuować.

Lesiak: Jestem niewinny

Jarosław Kaczyński mówił wiele razy, że działania UOP były inspirowane przez ludzi Wałęsy, czemu zaprzeczali współpracownicy Wałęsy. Wątek ewentualnej odpowiedzialności przełożonych Lesiaka umorzono w 2002 roku. Prezydent Lech Kaczyński mówił, że inwigilacja prawicy to największa afera III RP.

Jednym z elementów inwigilacji prawicy była informacja opublikowana 28 maja i 3 czerwca 1993 roku w tygodniku Jerzego Urbana „Nie” na temat rzekomego podpisania 17 grudnia 1981 roku przez Jarosława Kaczyńskiego tzw. lojalki, czyli zobowiązania do przestrzegania przepisów stanu wojennego i zaprzestania opozycyjnej działalności. Dowodem miała być kserokopia opublikowana w „Nie” przez Marka Barańskiego. Jarosław Kaczyński wytoczył proces „Nie” – w 1998 roku Sąd Wojewódzki w Warszawie uznał już, że Kaczyński nie podpisywał żadnej „lojalki”.

Proces wytoczony przez Kaczyńskiego gazecie Jerzego Urbana trwał sześć lat. Jeszcze w 1996 roku Marek Barański dostarczył do sądu nowe dokumenty. Dopiero w 1997 roku oświadczył, że „lojalka” była fałszywa, a on sam padł ofiarą „prowokacji UOP”, za co przeprosił Kaczyńskiego. Ostatecznie sąd skazał Barańskiego na 10 tys. zł grzywny.

Więcej informacji można znaleźć w ksiażce „Resortowe dzieci. Służby”.