"Gazeta Wyborcza" niewątpliwie cieszy się strasznie z rewolucji obyczajowej w Łodzi. Dlatego umieściła ten tekst bardzo wysoko na swoim portalu. Dowiadujemy się z niego, że oto uczelnia Politechniki Łódzkiej rozpoczęła rewolucję obyczajową i pozwala (na razie powoli) na zamieszkanie w jednym pokoju chłopaka i dziewczyny. Nie może być to siostra ani jego żona! Czyli kto?

"By zamieszkać w pokoju z sympatią, trzeba będzie mieć zgodę rodziców (swoich i sympatii) oraz nienaganną opinię poświadczoną przez administrację osiedla, samorząd studencki i radę mieszkańców akademika, w którym mieszkało się wcześniej. Chłopak i dziewczyna muszą też pisemnie oświadczyć, że zamieszkanie w pokoju koedukacyjnym nie jest sprzeczne z ich zasadami moralnymi oraz - uwaga! - zgadzają się na to z własnej woli. Tego samego uczelnia wymaga od rodziców chłopaka i dziewczyny" - informuje "Gazeta Wyborcza".

Jak informuje GW inne łódzkie uczelnie już dawno otworzyły drzwi swoich akademików przed parami konkubenckimi. Najszerzej otworzyła je uczelnia medyczna. W Uniwersytecie Łódzkim chłopak z dziewczyną też mogą mieszkać razem bez ślubu - a nawet bez wyznaczonej jego daty - pod warunkiem jednak, że... łączy ich uczucie, które przekonująco udokumentują w piśmie do władz uczelni.

Jedynie "Wyborczą" martwi fakt, że Politechnika Łódzka nie traktuje studentów jako osoby samostanowiące o sobie oraz jako osoby dorosłe, dlatego że każe młodym ludziom na wspólne zamieszanie uzyskać zgodę rodziców. I ironicznie dodaje, że "Bogu dzięki, nie proboszcza".

Cóż, wspólne zamieszkanie chłopaka i dziewczyny dla osób wierzących to grzech. Dla innych może być to fun przeżycie, ale to, że władze uczelni godzą się na rozpasanie swoich studentów dowodzi totalnego ignoranctwa. Nie trzeba być psychologiem by stwierdzić, że zamieszkanie ze sobą studenta i studentki to równia pochyła. Szkoda, że upada w Łodzi wzór akademików tradycyjnych, gdzie studenci mieszkali razem a studentki razem.

Philo/wyborcza.pl