Powody swojej rezygnacji z nagrody pisarka wyjaśniła w liście otwartym. Pierwszym są zmiany w gronie organizatorów, które dwa lata temu wykluczyły z niego pisarkę prof. Ingę Iwasiów. Tymczasem nikt pro. Iwasiów nie wykluczył, tylko upłynęła jej kadencja w jury nagrody – wyjaśnili organizatorzy.

Kolejnym powodem jest rażąca – zdaniem Tokarczuk - dysproporcja w gronie jurorów. Na jedną kobietę przypada tam aż trzech mężczyzn. "W pełni szanując kształt osobowy jury mam zasadnicze zastrzeżenia co do jego struktury. Trudno mi bowiem pogodzić się z faktem, że w przypadku feministycznej nagrody literackiej nie została dochowana elementarna zasada parytetu. Dzisiejsze proporcje w składzie jury (...) są jaskrawym dowodem całkowitego sprzeniewierzenia się pierwotnej idei nagrody Gryfia. Można by powiedzieć, że Gryfii wybito zęby, a jej niegdysiejsze zaangażowanie ustąpiło miejsca patriarchalnemu protekcjonalizmowi" - pisze Tokarczuk, prosząc o wykreślenie swojego nazwiska z listy nominowanych.

Organizator, Tomasz Kowalczyk, redaktor naczelny "Kuriera Szczecińskiego", wystosował specjalne oświadczenie Odniósł się w nim do zarzutów pisarki. Podkreślił, że nagroda "nigdy nie była związana z żadną ideologią - ani feministyczną, ani jakąkolwiek inną. Jest nagrodą przyznawaną Pisarkom bez względu na poglądy. Polityka nas nie interesuje. Jedyne kryterium nominacji to po prostu dobra literatura".

 


MT/wyborcza.pl