Jakie znaczenie dla obronności naszego kraju może mieć Obrona Terytorialna i czy wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA powinien jeszcze bardziej zmobilizować Polskę do inwestowania w armię? Na te pytania odpowiada w rozmowie z naszym portalem Romuald Szeremietiew.

 

Na konferencji Ministerstwa Obrony Narodowej sprzed kilku dni minister Antoni Macierewicz stwierdził, że Obrona Terytorialna będzie jednym z kluczowych elementów polskiej obronności oraz że jest ona m.in. najlepszym sposobem na walkę z zagrożeniami hybrydowymi. Jak Pan sądzi, czy Obrona Terytorialna może faktycznie wspomóc polskie wojsko w obronie przed zagrożeniami choćby ze strony Rosji?

Najpierw należy stwierdzić, że Obrona Terytorialna to też Wojsko Polskie bowiem powinny w nim być dwa komponenty, operacyjny i terytorialny. Natomiast kwestia zagrożeń nazywanych modnie hybrydowymi, którą poruszył minister Macierewicz, jest istotna, jeśli chodzi o wykorzystanie bojowe żołnierzy Obrony Terytorialnej, ale jednak tylko fragmentaryczna. Jeżeli Obrona Terytorialna ma być rodzajem sił zbrojnych, powinna być elementem strategicznym w obronie państwa. Tymczasem to, co jest prezentowane przez MON, to rozwiązania, które można określić jako operacyjne, nawet lokujące się w taktyce walki, a więc są to rozwiązania na poziomach znajdujących się poniżej wymiaru strategicznego. Tak ujmowana OT – w moim przekonaniu - nie spełni najważniejszych funkcji w obronie kraju.

Co powinno być najistotniejszą cechą Obrony Terytorialnej w kontekście obrony kraju? Jak miałaby ona funkcjonować tak, aby rzeczywiście była skuteczna i pomocna?

Wszystko zależy od tego, jaki mamy cel do osiągnięcia jeżeli idzie o obronę narodową i jakich narzędzi zdecydujemy się użyć do osiągnięcia tego celu. Narzędzia mogą być różne, zależnie od tego jaką koncepcję obrony przyjmiemy. Ze swej strony uważam, że Polska powinna przygotować system obrony kraju, który będzie dowodził potencjalnemu agresorowi, że jesteśmy krajem bardzo trudnym do podbicia. Żeby zaś uzyskać taki efekt, trzeba w naszym przypadku dysponować możliwościami stawienia powszechnego oporu, na terenie całego kraju, czyli potrzebna będzie tzw. obrona miejscowa. Musimy agresorowi wykazywać, że nie wystarczy zniszczyć naszą armię regularną, bo trwać będzie wszędzie opór nieregularny i kraju nie da się okupować. Żeby jednak taki efekt po stronie napastnika osiągnąć, odstraszyć go możliwością oporu, trzeba wcześniej przygotować masowe siły terytorialne liczące co najmniej 500 tys. żołnierzy.

Dlaczego jest to ważne?

Masowego oporu w skali całego kraju nie można osiągnąć przy pomocy zawodowej armii, czyli w naszym przypadku wojsk operacyjnych. Te wojska muszą działać w skupieniu na ograniczonym terenie, jeżeli mają osiągać jakieś sukcesy w walce. Tymczasem przy oporze powszechnym siły muszą być wszędzie, atakować w rozproszeniu i Obrona Terytorialna w ten sposób właśnie działa. Jeżeli przyjmiemy założenie, że przygotowujemy system obrony kraju nastawiony na stosowanie powszechnego oporu, to jest potrzebna Obrona Terytorialna. Nie może być ona kilkudziesięciotysięczna, to zdecydowanie za mało, przy takiej liczbie żadnego masowego oporu przecież nie będzie. A wiarygodność wywołania takiego oporu ma być zasadniczym czynnikiem powstrzymujący agresora przed napaścią na nasz kraj.

A jak wygląda aktualne podejście MON do tej kwestii?

W mojej ocenie zamiary Ministerstwa Obrony Narodowej lokują się w koncepcji obrony dotąd obowiązującej; będziemy się bronić przy pomocy sojuszników naszymi wojskami operacyjnymi, natomiast siły OT będą wykonywały działania pomocnicze na rzecz tych wojsk. W mojej koncepcji strategicznego użycia OT chodzi natomiast o to, aby w ogóle nie dopuścić do wybuchu wojny. MON natomiast zakłada, że siły terytorialne mają zapewnić skuteczniejszą obronę, a więc prowadzenie wojny. Różnię się w sposób zasadniczy z resortem obrony co do roli jaką ma odegrać OT w systemie obrony państwa.

Jaki wpływ na kwestie obronności, a dokładnie na inwestowanie w obronę przez Polskę ma wynik wyborów prezydenckich w USA? Donald Trump w niedawnym wywiadzie mówił o tym, że USA będą pomagać sojusznikom, o ile ci sami będą dbać o własne bezpieczeństwo, a nie biernie czekać na pomoc. Czy nie powinno nas to jeszcze bardziej mobilizować?

Ta wypowiedź Donalda Trumpa to absolutna racja. Wiadomo, że bardzo wiele państw, które są w NATO, doszło do wniosku, że skoro są Stany Zjednoczone, to nie trzeba dbać o własne zdolności obronne i o własne armie. W związku z tym nie utrzymują one nawet dwuprocentowego PKB przeznaczanego na obronę, co przecież jakiś czas temu przyjęto w Sojuszu za zasadę i to wtedy, kiedy jeszcze nie istniały wyraźne zagrożenia ze strony Rosji. Teraz te dwa procent to absolutne minimum, a wiele państw to nadal ignoruje. Prezydent Trump ma więc wiele racji.

Trzeba tu zwrócić uwagę jednak na inną kwestię, na motyw występujący w naszym myśleniu polegający na skoncentrowaniu na tym, że sojusznicy (USA) nam pomogą. Może więc pomogą, ale w historii zdarzało się przecież różnie. Dlatego proponowałbym, aby nie dywagować co zrobi prezydent Trump, ale ustalić co my zrobimy, jeśli sojuszniczej pomocy nie otrzymamy. Zdaje się, że takiej refleksji wśród decydujących o obronności Polski ciągle nie ma. Tymczasem bezkrytyczne upatrywanie gwarancji bezpieczeństwa w działaniach sojuszników może przynieść Polakom negatywne następstwa. Toteż radziłbym, abyśmy skupili się na zbudowaniu systemu obrony, który zapewniałby nam bezpieczeństwo niezależnie od zachowań sojuszników. Raz jeszcze podkreślę – kluczową role w systemie obrony naszego kraju powinna odgrywać masowa Obrona Terytorialna.

Dziękujemy za rozmowę