Melodia ewidentnie porusza się tu w szeroko rozumianym obszarze kwinty re-la (neumy na pierwszej i czwartej linii). Pierwsze dźwięki jednoznacznie osadzają finalis re, za moment z rozmachem przenoszący się na poziom dominanty la. Niezależnie czy następuje po niej si, czy sa jakby mocą kwintowego rozmachu wznosi się ona wyżej – ku do re. Oczywiście we wznoszeniu tym nie ma już rozmachu początkowej, bazowej kwinty, jednakże intensywność ruchu sekundowego też jest wymowna. Jeśli dodamy, że towarzyszy ona słowom „caeli desuper” („niebiosa z góry”), wszystko jest jasne. Następny odcinek melodii jakby chciał zrekompensować ten, od samego początku pełen rozmachu, ruch. Do tej pory jedynie zarysowana i rozwijana jakby „ponad sobą” kwinta teraz zostaje wypełniona – oczywiście nie od razu. Zdaje się, iż nie przestaje ona przypominać o swej ważności, jednakże ostatecznie przełamuje ją dźwięk fa, łagodnie prowadząc na powrót do finalis. Temu odcinkowi towarzyszą słowa „et nubes pluant iustum” („a niebiosa niech wyleją Sprawiedliwego”).

Mamy tu wyrafinowane studium zarówno ruchu góra-dół, jak i łagodności. Dwie następne frazy dopełniają tej panoramy odniesień nieba do ziemi. Znów uaktywnia się na moment dźwięk fa, stając się osią rozkołysanej melodii – najpierw wychylającej się ku górze, by potem łagodnie opaść w dół. Słowa mówią o „otwarciu się ziemi”. Ostatnia fraza jakby pozostawała już na ziemi – nieuchronnie zmierza do finalis. Śpiewamy w niej o tym, by ziemia „wydała Zbawiciela”. Wzajemne odnoszenie się do siebie i przeplatanie tego, co na górze z tym, co na dole, osiąga tu największą intensywność i zarazem sublimację. „Wydawanie”, a raczej „rozkwitanie” ziemi odnosi się do Przychodzącego z niebios – Zbawiciela. Na tym słowie („Salvatorem”) melodia znajduje się najniżej, jakby z upodobaniem nurzając się w finalis i towarzyszącym mu sąsiednim dźwiękom. W całym tym utworze widać jak na dłoni wewnętrzne rozedrganie, utrzymane – jak zwykle w tym tonie – w pewnych ryzach. Lojalność wobec zasad daje pewien stopień swobody. Rozmach i zdecydowanie zostają natychmiast rekompensowane przez łagodność. Taka jest wewnętrzna dialektyka tego tonu. Do niej, mniej lub bardziej bezpośrednio, będą się odwoływać wszystkie teksty utworów w tym tonie komponowanych. Ich ostateczny wyraz – tak artystyczny, jak i teologiczny – to rezultat nałożenia na siebie znaczenia tekstu i linii melodycznej rozwijanej wedle gramatyki danego tonu. Wszystko rozgrywa się w przestrzeni ruchu i jego odnoszenia się do dwóch kluczowych punktów tonu. Mimo niewątpliwego dynamizmu ekspresyjnego wszędzie panuje równowaga. I to jest serce chorału: cokolwiek by się nie działo – i jakkolwiek by się to miało dziać – nigdy nie przekroczy pewnych granic, nie zaburzy pokoju (Bernard Sawicki OSB W chorale jest wszystko. Ekstremalny przewodnik po śpiewie gregoriańskim)

mod/ps-po.pl