Taką ofertę przedstawił wiceminister spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej Aleksiej Mieszkow w wywiadzie dla agencji Interfax.

- Niczego nie chcemy od naszych europejskich partnerów. Jedyne, na co liczymy, to by wyszli z bezsensownej spirali sankcji i wkroczyli na drogę znoszenia restrykcji i "czarnych list", co z kolei pozwoliłoby nam odstąpić od naszych list. Sprzyjałoby to też uchyleniu przez nas zastosowanych kontrposunięć - powiedział Mieszkow.

Jego zdaniem, kraje Unii Europejskiej "same strzelają sobie w stopę", bo - jak wyliczał - z powodu sankcji przeciwko Rosji w UE codziennie ubywa miejsc pracy, spada PKB i rośnie bezrobocie.

Sankcje są bardziej destrukcyjne dla gospodarki europejskiej niż dla Federacji Rosyjskiej - przekonywał.

Rosyjskie sankcje zakazują importu owoców, warzyw, mięsa, drobiu, ryb, mleka i nabiału ze Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej, Australii, Kanady i Norwegii.

Z informacji podanej przez rosyjskiego ministra finansów wynika, że z powodu sankcji nałożonych przez Zachód jego kraj traci rocznie około 40 mld dolarów.

Nakładając na Rosję ekonomiczne sankcje, Zachód liczył się z odpowiedzią w postaci kontrsankcji. Fakt, że Rosja ugina się pod tym ciężarem świadczy o tym, na ile sankcje są skuteczne. Rosyjscy dygnitarze nie mają się co łudzić – Zachód nie złagodzi sankcji, dopóki Rosja nie odda Krymu i nie wycofa się z Ukrainy.

ed/Dziennik.pl