Rosja to kraj, w którym dokonuje się najwięcej aborcji w Europie. Przyczyną tego jest prawo odziedziczone jeszcze po Sowietach. Morderstwo na nienarodzonym „na życzenie” przeprowadzane jest do 12 tygodnia jego życia. A ze względów społecznych nawet do 22 tygodnia. W efekcie, jedynie w państwowych klinikach mamy ok. miliona zabójstw prenatalnych rocznie. A są przecież jeszcze prywatne gabinety i kliniki...

Skutkiem tego jest corocznie malejąca w ogóle mieszkańców Rosji, a rdzennych Rosjan zwłaszcza. Przykładem obwód penzeński znajdujący się w centrum europejskiej części Rosji. W 2002 roku żyło w nim 1 mln 453 tys. mieszkańców. W ciągu pięciu lat, do 2007 roku, liczba ta spadła do 1 mln 396 tys. osób. 2018 rok to już tylko 1 mln 332 tys.

I dodajmy, że gubernator wspomnianego obwodu, Iwan Biełoziercew wreszcie zauważył, że coś jest nie w porządku z liczbą jego mieszkańców. No i nakazał szefom gmin (na jakie dzieli się w Rosji każdy obwód) zajęcie się obroną życia nienarodzonych. A dokładniej, podjęcie działań, które zmniejszą liczbę aborcji. Działaniami tymi będą zaś, doradztwo i wszechstronna pomoc matkom rozważającym „zabieg”. Dokładniej, chodzi o wskazanie wszystkich programów federalnych i regionalnych skierowanych do matek i rodzin. Oprócz tego, z każdą kobietą myślącą o zabicie nienarodzonego dziecka, mają być przeprowadzone konsultacje medyczne i psychologiczne, uświadamiające to, czym jest naprawdę aborcja i jakie powoduje skutki. Rozmawiać mają również przedstawicielki organizacji kobiecych i władz oświatowych.

Wszystkie wspomniane działania mają pomóc w wypracowaniu takiego rozwiązania problemów danej ciężarnej, dzięki któremu zdecyduje się ona urodzić swoje dziecko.

A kończąc, zapytajmy, czy wreszcie cała Rosja ostatecznie i skutecznie otrząśnie się ze swego pro-aborcyjnego, zbrodniczego dziedzictwa!

erl/pch24.pl, fronda.pl