To dlatego polska prokuratura, która wspiera się ustaleniami Moskwy, ogłosiła podczas konferencji prasowej: nie ma dowodu na to, że to brzoza urwała skrzydło Tupolewa- czytamy w „Fakcie”. „Prowadzący nasze śledztwo wojskowi prokuratorzy ze zdumieniem czytali protokoły oględzin miejsca katastrofy polskiego samolotu, które w końcu otrzymali od komitetu śledczego Federacji Rosyjskiej! Jak się okazało, w papierach z Moskwy w ogóle nie ma dokumentacji fotograficznej słynnej brzozy, która miała urwać skrzydło tupolewa i doprowadzić do rozbicia się maszyny”- informuje dziennik.  


„Protokoły są bardzo pobieżne, mogę powiedzieć, że wielu kwestii tam w ogóle nie poruszono” – powiedział dziennikowi mecenas Bartosz Kownacki pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy. O złamaniu skrzydła maszyny przez brzozę jako o przyczynie katastrofy mówił jako pierwszy rosyjski komitet MAK i jego szefowa Tatiana Anodina . Potem również akredytowany przy MAK płk Edmund Klich. Ale nasi śledczy nie mają jednoznacznych dowodów na to, że to brzoza urwała skrzydło tupolewa – tak stwierdził sam szef prokuratury wojskowej, pułkownik Ireneusz Szeląg”- pisze gazeta. „Nie można jednoznacznie stwierdzić, czy uszkodzenia skrzydła są spowodowane bezpośrednim uderzeniem w brzozę – tłumaczył pułkownik po tym, gdy śledczy otrzymali nowe odczyty czarnych skrzynek. Tam, gdzie MAK odczytał „odgłos uderzenia w brzozę”, a komisja Jerzego „odgłos zderzenia z drzewem”, eksperci fonoskopii odczytali jedynie „odgłos przemieszczających się przedmiotów”- czytamy.

 

Ł.A/Fakt