Krótkotrwałe zajęcie dwóch największych portów naftowych Libii, a szczególnie zniszczenia infrastruktury w Ras Lanuf pokazały, że Libia nie jest w stanie zyskać na wzrostach cen ropy na świecie. Będzie to możliwe dopiero po zakończeniu wojny domowej i podziału kraju na dwie główne części. Obecnie sytuacja wygląda patowo – żadna ze stron nie ma na tyle dużej przewagi, by przechylić losy konfliktu na własną korzyść. Wie o tym także Rosja, która odchodzi od jednoznacznego wspierania marszałka Haftara i stara się układać z obu stronami. Jeśli Moskwie wyjdzie ta misja mediacyjna, może dostać największą część naftowego tortu Libii.

 

Pod koniec czerwca doszło do ciężkich walk o dwa największe naftowe porty Libii: Es Sider i Ras Lanuf. Generał Khalifa Haftar, dowódca LNA (Libijska Armia Narodowa), zajął porty w 2016 roku i pozwolił korzystać z nich państwowej National Oil Corporation (NOC) – choć ta uznaje rząd w Trypolisie, konkurujący z Haftarem. Po czerwcowym ataku sił wrogich Haftarowi doszło do zamknięcia terminali, co spowodowało zmniejszenie produkcji ropy Libii o niemal połowę. Zaatakowały milicje dowodzone przez Ibrahima Jathrana, z udziałem wielu najemników z Czadu i Sudanu. Po kilku dniach siły wierne Haftarowi odbiły terminale.

Zaskakujący atak na terminale pokazał, jak trudnym rynkiem dla zagranicznego inwestora jest Libia. Nawet dysponujący największą siłą wojskową w kraju Haftar nie zapobiegł stratom. Z obecnym marszałkiem swego czasu wielkie nadzieje wiązała Moskwa. Teraz jednak potwierdziło się, że nie ma sensu obstawiać tylko jednego konia. Choć Haftar ma się dobrze – wbrew doniesieniom z końca kwietnia – i 4 maja przeprowadził z nim nawet wideo-konferencję minister obrony Rosji Siergiej Szojgu, to Rosja coraz wyraźniej równoważy swe dyplomatyczne starania w Libii. 3 maja szef MSZ rządu w Trypolisie (Government of National Accord – GNA) Mohammed Siala rozmawiał w Moskwie z wiceministrem spraw zagranicznych Rosji Michaiłem Bogdanowem i sekretarzem Rady Bezpieczeństwa FR Nikołajem Patruszewem. Później Siala był drugi raz w Rosji, na forum międzynarodowym w Sankt Petersburgu. Tam wziął udział w dyskusji z udziałem wspomnianego Bogdanowa i niejakiego Lwa Dengowa, biznesmena, który stał się główny kontaktem rosyjskich władz i wielkiego biznesu z libijskimi kręgami rządzącymi. W maju w Moskwie była też delegacja „libijskich struktur bezpieczeństwa” zainteresowana zakupem sprzętu i broni w Rosji. Coraz mocniej Rosjanie wracają na rynek utracony niemal zupełnie w 2011 r. Rewolucja wstrzymała ponad tuzin wielkich projektów w sferze naftowej, budowlanej, energii atomowej i ochrony zdrowia. W 216 roku wymiana handlowa wyniosła zaledwie 74 mln dolarów i wyłącznie był to eksport produktów rolnych z Rosji do Libii. W 2017 roku wymiana sięgała już jednak 135 mln dolarów. I rośnie. Wielkie rosyjskie korporacje, zwłaszcza naftowe i gazowe, jak Tatnieft, są zainteresowane powrotem na libijski rynek. W 2017 roku Rosnieft zaczęła kupować surowiec od libijskiego państwowego koncernu naftowego NOC.

Warsaw Institute