Żyrynowski jest zdania, że potrzebny jest nowy, "ostateczny" podział świata, gdyż II wojna światowa niczego nie przesądziła. Trzeba tak podzielić strefy wpływów, by zaspokoić ambicje wszystkich mocarstw. Powinny one spotkać się i porozumieć, trzeba bowiem: "skończyć z ideą supremacji jednego państwa i przejść do współpracy regionalnej". Linie podziału powinny przebiegać wzdłuż południków: USA i Kanadzie przypaść powinna Ameryka Łacińska, Japonii i Chinom - Azja południowo-wschodnia z Filipinami, Malezją, Indonezją, Austalią, a Europie Zachodniej - Afryka

Czego chcą rosyjscy nacjonaliści? Wojny, oczywiście. Wojny, która zmieni granice ustalone po II wojnie światowej. Władimir Żyrinowski tuż po 1990 roku nie ukrywał ich celów. Przypominamy tekst Wojciecha Góreckiego na ten temat z 1996 roku. Żyrinowski może mówić dziś co innego - ale rosyjski nacjonalizm się od tego czasu nie zmienił...

WOJCIECH GÓRECKI

SOCJALIZM Z ZAPACHEM ONUC I NOWY PODZIAŁ ŚWIATA

Władimir Żyrynowski uchodzący za lidera rosyjskich nacjonalistów, jest w Polsce osobą znaną, choć o jego poglądach wie się w sumie niewiele. Żyrynowskim albo się straszy, albo się z niego naśmiewa, traktując zwycięzcę wyborów parlamentarnych z 12 grudnia 1993 roku i jednego z najpopularniejszych rosyjskich polityków opozycyjnych jako element folkloru. Brakuje rzetelnej analizy jego programu, brakuje poważnej dyskusji o tym, co się stanie, jeśli Żyrynowski zdobyłby większy wpływ na rozwój wypadków w Rosji, a co za tym idzie - także poza nią.

Żyrynowski na dobre zadomowił się w rosyjskim życiu publicznym, podobnie zresztą, jak głoszone przez niego treści - niektóre hasła nacjonalistów (i komunistów) przyswoił sobie nawet Jelcyn, chcący przed ostatnimi wyborami prezydenckimi "kupić" elektorat. Jest to oczywiście tylko gra: zarówno nacjonaliści, jak komuniści potrzebni są Jelcynowi wyłącznie w charakterze straszaka dla Zachodu. Żyrynowski jednak to nie Tymiński, który rozpłynie się po przegraniu wyborów. Przypomina raczej Hitlera, budującego swe wpływy stopniowo i odrzucającego propozycje zostania wicekanclerzem, by w swoim czasie sięgnąć po pełnię władzy.

Stalinizm bez chorób wenerycznych

Największa - zdaniem Żyrynowskiego - tragedia Rosji to brak ciągłości w jej dziejach. Po każdej rewolucji zaczyna się budowa kraju od zera, bez zachowania tego, co w poprzedniej epoce było dobre. "Złotym wiekiem" było ubiegłe stulecie: początkowo szalał co prawda terror, jego ofiarą padli między innymi dekabryści, potem jednak carat stopniowo przeprowadził niezbędne reformy, zniósł poddaństwo i w roku 1913 stan Rosji można było ocenić, używając szkolnej skali, na "czwórkę". Po bolszewickim przewrocie wszystko zaczęto oczywiście od początku, czyli od "zera", by stopniowo dojść do "trójki". W roku 1991, w przeddzień upadku ZSRR, kraj zasługiwał na "czwórkę z minusem", wszystko jednak zaprzepaszczono i teraz można wystawić co najwyżej "dwójkę z plusem". Każdy okres, dowodzi Żyrynowski, ma swoje plusy i minusy. Piotr Wielki uczynił z Rosji mocarstwo i wybudował Petersburg, ale jego przedsięwzięcia pochłonęły mnóstwo ofiar; Stalin z kolei wymordował miliony niewinnych Rosjan, ale za jego czasów nie było - dzięki żelaznej kurtynie - chorób wenerycznych i w ogóle "obyczajowość była na wysokim poziomie".

Władimir Wolfowicz nie podejmuje się dokonać jednoznacznej oceny sowieckiego etapu historii Rosji. Nie może potępiać Związku Radzieckiego w czambuł (zbyt wielu jego wyborcom ZSRR kojarzy się ze spokojnym, dostatnim życiem), nie może też jednak nadmiernie go chwalić - swój program zbudował wszak w dużym stopniu na krytyce wprowadzonych przez komisarzy rozwiązań, między innymi w podziale administracyjnym. Z trudnym zadaniem Żyrynowski radzi sobie przy pomocy dialektyki: "Jeszcze nie ma pełnego dostępu do archiwów, niegdyś ściśle tajnych, potem częściowo zniszczonych, dziś częściowo rozkradzionych. Potrzeba lat dla odtworzenia obiektywnego obrazu tak zwanego socjalistycznego okresu rosyjskiej historii, dla wyrobienia obiektywnego sądu o osiągnięciach (one bez wątpienia były) i błędach, które odbiły się tragicznie na losach w niczym niewinnych Rosjan".

Jedno jest pewne: niedawny ZSRR i obecny WNP to nic innego jak Rosja. Ta sama Rosja, która siedem wieków temu ratowała Europę zatrzymując idących na Zachód Mongołów, potem w trzech wojna zastopowała Turków, wreszcie uratowała świat przed faszyzmem. Żyrynowski nie próbuje dociec, jak to się stało, że jego ojczyzna została jedną ze światowych potęg: rzuca kilka sloganów ("zasłużyliśmy, by być wielkim narodem, Rosji należy się mocarstwowa pozycja") i powtarza za narodowo zorientowanymi autorami, iż Święta Ruś nigdy nie rozszerzała swych granic drogą agresji i zawojowania cudzych ziem. "Rosja - pisze Żyrynowski - broniła słabszych, choćby Armenii przed Turcją, a Gruzja i Turkmenia przyłączyły się dobrowolnie". Świat powinien być Rosji wdzięczny, ale nie jest; najeźdźcy, którzy na przestrzeni dziejów napadali na Rosję i niszczyli ją - Niemcy, Francuzi, Japończycy, Szwedzi, Turcy, Polacy - winni jej są rekompensatę, ale nie dali złamanego szeląga.

Obecnie Rosja przeżywa najcięższy okres w całej swej historii - cięższy od mongolskiego najazdu, bo wtedy wróg był konkretny, a teraz zewnętrznego wroga nie ma, cudzoziemskie wojska nie otaczają Rosji. Teraz wrogie siły rozbijają Rosję od środka, a to jest najbardziej niebezpieczne.

Rosję zaczęto rozkradać na wielką skalę, przede wszystkim robiły to struktury mafijne, ale także własny rząd: "do dzisiaj z uporem maniaka rząd rosyjski oddaje za bezcen prawie trzecią część wydobywanych w Rosji zasobów suwerennym państwom tzw. bliskiej zagranicy." Demokraci, którzy dorwali się do rządzenia albo dają się na każdym kroku oszukiwać, albo celowo przykładają ręki do osłabienia własnego kraju. Pod dyktando MFW i CIA władze trwonią rosyjski potencjał, np. Rosja nie otrzymała należnej jej kwoty za zgodę na zjednoczenie Niemiec. Panująca w kraju "wielka smuta" jest oczywiście Zachodowi na rękę - Rosja jest wygodnym, chłonnym rynkiem zbytu i rezerwuarem niewyczerpanych praktycznie zasobów surowców.

Żyrynowski bije na alarm: "Jeśli zostawimy wszystko tak, jak jest teraz, to przed Rosją nie ma przyszłości. Ona zginie, jak Imperium Bizantyjskie. Tylko, że Imperium Bizantyjskie zdobyte zostało przez barbarzyńców, przez przybyłych na koniach ze wschodu Turków Seldżuków, Turków Osmańskich z obnażonymi szablami, zaś Rosja zostanie stopniowo rozmyta od wewnątrz, Rosjanie staną się mniejszościami narodowymi, ludźmi drugiej kategorii, sprzątaczami, śmieciarzami, personelem pomocniczym. Pełna degradacja nacji. Spadek liczby urodzeń, rodzenie kalek. Wykorzystanie kobiet jako prostytutki w domach publicznych. To ma miejsce już dzisiaj. Już dzisiaj istnieje niewolnictwo: na Północnym Kaukazie Rosjan zwabiają albo siłą zapędzają w góry i wykorzystują jako niewolników do pilnowania bydła należącego do beja, miejscowego pana. I ta tendencja będzie się nasilać. (...) W rezultacie naród będzie karłowacieć i rozpływać się i przekształcać w biomasę. To nie dzieje się od razu. Ale potem będzie za późno, aby cokolwiek zmienić. Naród trzeba ratować dzisiaj. Dzisiaj mamy szansę go uratować. Dzisiaj i w najbliższych latach. Inaczej w następnym wieku nastąpi koniec narodu rosyjskiego. On zginie, jak Bizancjum.

Demokracja kończy się tam, gdzie gwałcą dziewczęta

W jaki sposób ratować naród? To proste - głosować na Żyrynowskiego, który zapewnia: "Klnę się przed wami, że mam uczciwe zamiary, że mam tylko jeden cel - uratować moją nację, uratować mój naród, uratować wszystkich tych, którzy znajdowali się i znajdują wokół mnie". I jeszcze jeden cytat: "Są już siły, wokół których można się skupić i, wybrawszy lidera, iść naprzód. Rozumiem, coś wam nie odpowiada u Sterligowa i Trawkina, Astafiewa i Baburina, i Ampiłowa, i Makaszowa, i Ziuganowa i u pozostałych. Może coś wam nie odpowiada i u mnie. Ale na cóż będziemy czekać? Na Zbawiciela? Może być trochę za późno. Nie wolno ryzykować. Dlatego, aby uniknąć ryzyka, wzywam was, Rosjanie, złączmy się pod sztandarem naszej partii, Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji".

Żyrynowski głosi hasła skrajne, ale stara się je realizować zgodnie z prawem. "Powstaje pytanie - pisze w jednym z tekstów - jak widzi zmianę władzy LDPR? Odpowiadam: tylko poprzez wybory. (...) Nigdy żadnych przewrotów nie inicjowaliśmy i inicjować nie będziemy." Odpowiadając na zarzut swego byłego przyjaciela politycznego, pisarza Eduarda Limonowa, że za dużo gada, a za mało robi, zauważa: "Nie podobały mi się jego wezwania do zbrojnej rozprawy z rządem (...). LDPR to partia prawa, która zna dziesiątki sposobów nacisku na rząd, od kuluarowych, do otwartych mitingów, ale w naszym arsenale czołgów ani bojowników nie ma."

Żyrynowski, choć legalista i - jak pisze w "Ostatnim skoku na Południe" - zwolennik pluralizmu we wszystkich przejawach życia politycznego i społecznego ("w demokracji, w formach własności, w sposobach rozwiązywania problemów narodowościowych, koncepcjach państwa, w wychowaniu dzieci") zapowiada, że gdy zdobędzie władzę, będzie sprawował, przynajmniej w pierwszym okresie - rządy autorytarne. Po pierwsze - "nie wolno uczyć się demokracji, kiedy leje się krew. Nie wolno, kiedy grabią, zabijają, kiedy gwałcą dziewczęta." Po drugie - w określonych sytuacjach niezbędne są radykalne rozwiązania. Takie sytuacje to: zorganizowana przestępczość, próby rozbicia jedności państwa, zniszczenia jego systemu ekonomicznego. Żyrynowski jest także za siłowymi rozwiązaniami w "gorących punktach", którym to idiomatycznym określeniem nazywa się w Rosji miejsca, gdzie doszło do krwawych zajść, zamachów, przewrotów, pogromów, rewolt i regularnych wojen; z tego powodu poparł interwencję w Czeczenii.

Ustrój, który Władimir Wolfowicz proponuje Rosjanom to narodowy socjalizm: "Określmy, jakie społeczeństwo będziemy tworzyć. Czy będą w tym społeczeństwie bogaci? Obowiązkowo. Czy będziemy co pięć lat decydować, komu co zabrać? Nie. Nie jesteśmy partią proletariacką. Czy uznajemy prywatną własność? Tak, oczywiście. Pozwolimy umrzeć z głodu emerytowi albo dziecku, pozostałemu bez rodziców? Nigdy. Zasiłek, dach nad głową, opieka lekarska, bezpłatny chleb i mleko stanowią minimum, które trzeba zapewnić. To jest właśnie socjalizm. Ale u nas będzie nasz socjalizm, nie szwedzki, nie belgijski, ale nasz narodowy, swojski, parciany, obliczony na wspólnotową, gromadzką psychologię, z zapachem onuc. Z wielką rolą państwa i administracji."

Żyrynowski zdaje sobie oczywiście sprawę, z jaką postacią zwykle kojarzy się narodowy socjalizm: "Narodowy socjalizm nie ma nic wspólnego z hitleryzmem. Hitler zdyskredytował ideę narodowego socjalizmu. W jego doktrynach więcej jest z idei kominternowskiej światowej rewolucji. (...) Narodowemu socjaliście niepotrzebne jest panowanie nad światem, nie będzie mierzył czaszki sąsiada innej narodowości, nie chce rozlewu krwi." Sam nacjonalizm może być według Żyrynowskiego twórczy lub rujnujący (w tym drugim przypadku idea narodowa jest jedynie pretekstem): "Nacjonalizm to idea jakości. Nacjonalizm - to oddzielne mieszkanie, nie komunałka i nie akademik. Żyjąc w tym mieszkaniu będziecie z radością chodzić w gości do sąsiadów, zapraszać ich do siebie, ale nie będzie wspólnej toalety, ani wspólnej spiżarni, czyli nie będzie też kłótni i chamstwa".

Kamasze w ciepłym oceanie

Posłuchajmy kolejnych wizji Władymira Wolfowicza: "Potrzebujemy Rosji w granicach z początku wieku albo chociaż w granicach z 1977 roku. I otrzymamy ją bez jednego wystrzału. Zewsząd wycofamy się, skończymy tę burzę w szklance wody o Ukrainę, wyjdziemy zAzji Środkowej i Kaukazu, zostawiając [te ziemie - przyp. tłum.] polowym komendantom i mułom. Po jakimś czasie wszyscy przyjdą do nas sami, a raczej nie przyjdą, lecz przypełzną, pobici, głodni, chorzy, niektórzy o kulach, inni na noszach. Będą nas błagać, żebyśmy dali choć ciepłej wody do mycia. Niektórych przyjmiemy (bez wątpienia braci - Słowian), ale Republiki Ukraińskiej nie będzie. Będą dwie dziesiątki guberni, bezpośrednio podporządkowanych centrum. I, powtarzam, najważniejsze - nie dać się wciągnąć w konflikty. Niech się wciągają w konflikty Turcja, Iran, Pakistan. W rezultacie kraje te utracą swoją państwowość. Wessane zostaną w owo południowe błoto niestabilności. I wówczas przyjdziemy my. Nasi żołnierze obmyją swe kamasze w wodach ciepłego Oceanu Indyjskiego a miejscowa ludność powita ich kwiatami. Przyjdą jak wyzwoliciele, ratujący od głodu i samounicestwienia"

W powyższym cytacie znaleźć można wszystkie w zasadzie ważniejsze punkty politycznego programu Władimira Żyrynowskiego. Wymienione są w sposób chaotyczny (być może celowo), spróbujmy je zatem uporządkować. Po pierwsze: Źyrynowskiemu chodzi o nowy, "ostateczny" podział świata, w wyniku którego Rosja zyskałaby dostęp do Oceanu Indyjskiego (przyłączywszy wcześniej samodzielne dziś byłe republiki radzieckie). Po drugie: wewnętrzny podział administracyjny nowej Rosji nie powinien być oparty na kryteriach etnicznych. Dokonanie z jednej strony "skoku" na Południe, z drugiej zaś przeprowadzenie reformy wewnętrznej pozwoliłoby - zdaniem Żyrynowskiego - uratować naród rosyjski.

Aby to urzeczywistnić, należy powołać "w wolnych wyborach nowe kierownictwo kraju, ustanowić autorytarny reżym z silną władzą centralną, zostawić w kompetencji centrum nadzór nad obroną kraju, transportem, łącznością, zasobami energetycznymi, ochroną środowiska naturalnego i przekazawszy pozostałe decyzje ekonomiczne władzom miejscowych jednostek terytorialnych, zamknąć granice i wprowadzić ścisły reżym celny."

Dzisiejsze niepodległe państwa wrócą do Rosji i zaakceptują podyktowane im warunki, gdyż alternatywą będzie "żebracza wegetacja". Wtedy będzie można pomyśleć o "ostatnim skoku na Południe", czyli oparciu rosyjskich granic o Ocean Indyjski. Trwałość imperium i jego właściwy rozwój może-zdaniem Żyrynowskiego - zapewnić jedynie "czterobiegunowość", to znaczy wykorzystanie w charakterze naturalnych granic czterech oceanów - Lodowatego na północy, Pacyfiku na wschodzie, Atlantyku (poprzez Morza Bałtyckie, Czarne i Śródziemne) na zachodzie oraz Indyjskiego na południu. Rosja powinna "wyjść na brzeg" tego ostatniego, w przeciwnym wypadku zostanie zepchnięta do tundry.

Z południa grozi Rosji największe niebezpieczeństwo: "Południe jest niestabilne, krwawiące, buntujące się. (...) Wszystko w stanie ukrytej wojny, w stanie wrogości. A ponieważ narody Południa często ze sobą walczyły, działa już u nich zemsta krwi, one już nie mogąsię uspokoić, będą walczyły zawsze." Walki te mogą doprowadzić do trzeciej wojny światowej - grozi Żyrynowski - dlatego trzeba wbić klin między najbardziej sobie wrogie narody: persko- i turkojęzyczne. Trzeba interweniować także dlatego, że Turcja planuje budowę Wielkiego Turanu - państwa ciągnącego się od Stambułu do Ałtaju i jednoczącego narody tureckie oraz dlatego, że od południa zagraża światu fundamentalizm islamski. Zrobić z tym wszystkim porządek może jedynie Rosja z dostępem do Oceanu Indyjskiego.

Żyrynowski jest też zadeklarowanym przeciwnikiem występujących obecnie w Rosji jednostek narodowo-terytorialnych (autonomicznych republik i obwodów), gdyż jego zdaniem są one krzywdzące dla Rosjan. W całej Rosji powinien obowiązywać jednolity podział na gubernie, powiaty i gminy; gdy na terenie jakiejś jednostki żyć będą w sposób zwarty przedstawiciele jednego narodu możliwa jest nawet dwujęzyczność, ale w tylko ramach tej jednostki. Hegemonem pozostaną oczywiście Rosjanie etniczni, wielki naród rosyjski; obowiązywać będzie rosyjski język i rosyjska waluta (jak w Europie angielski i ECU), pilnowaniem porządku zajmie się rosyjska armia: "To nie kaprys. To los Rosji. To przeznaczenie, fatum. To ofiara Rosji. Powinniśmy to zrobić, ponieważ nie ma wyboru. Nie możemy inaczej. To geopolityka. Nasz rozwój tego wymaga. Jak dziecko, które wyrosło z jednego ubrania i potrzebuje nowego. I nie chodzi o ujarzmianie innych narodów, o podbicie obcych terytoriów. Tam wszystkie terytoria - sporne. Tam wiecznie trwa walka." Narody Południa znajdą w Rosji swą ojczyznę, znajdą warunki do wszechstronnego rozwoju. "Być może nie spodoba się to ["ostatni skok" - przyp. tłum] w Kabulu, w Teheranie, wAnkarze.Ale milionom ludzi będzie się za to żyło lepiej."

Nowy ostateczny pdodział świata

Żyrynowski jest zdania, że potrzebny jest nowy, "ostateczny" podział świata, gdyż II wojna światowa niczego nie przesądziła. Trzeba tak rozdzielić strefy wpływów, by zaspokoić ambicje wszystkich mocarstw. Powinny one spotkać się i porozumieć, trzeba bowiem: "skończyć z ideą supremacji jednego państwa i przejść do współpracy regionalnej". Linie podziału powinny przebiegać wzdłuż południków: USA i Kanadzie przypaść powinna Ameryka Łacińska, Japonii i Chinom - Azja Południowowschodnia z Filipinami, Malezją, Indonezją, Australią, a Europie Zachodniej - Afryka.

W ten sposób - sugeruje Władimir Wolfowicz - nikt nie będzie sobie przeszkadzał. Oczywiście trzeba będzie wyjaśnić szereg drobniejszych kwestii, np. uregulować stosunki między Rosją i Japonią (Żyrynowski przewiduje możliwość niewielkich ustępstw terytorialnych, jeśli Japończycy będą się ich domagać), zapewnić bezpieczne granice zaprzyjaźnionym z Rosją Indiom (mogłyby wchłonąć Pakistan) czy spełnić, między innymi kosztem Polski, roszczenia dominujących w Europie Zachodniej Niemiec: "Niemcy otrzymają możliwość odzyskania Prus Wschodnich, leżących na terytorium Polski (nie powinna się ona przyzwyczajać do obecnych granic), Danzigu i Stettina, które dziś nazywają się Gdańsk i Szczecin, polskiego korytarza. Być może części Moraw i Czech. I Niemcy uspokoją się, oni więcej nie będą się ruszać na Wschód." Dla każdego coś miłego, tylko nie dla Polaków: "Rumunia też coś może dostać, dajmy na to - kawałek Mołdawii. Węgry mogą dostać jakiś kawałek Rumunii na Zakarpaciu. Polacy są pokrzywdzeni, dlatego, że chcieliby otrzymać Lwów, ale Lwów potrzebny jest republice Zachodnio-Ukraińskiej. I Niemcy zadławią Polaków."

Wszystko po to, by, jak pisze Żyrynowski, było jak najmniej granic: "Nie wolno dzielić ziemi. (...) Podzielmy Francję na nowo na Galię, Bretanię, Frankię itd. Albo Hiszpanię podzielmy znów na kraj Basków, Katalonię i Hiszpanię właściwą. Przecież wszystko można podzielić. Włochy - na Sycylię, na Północne Włochy, Tyrol oddamyAustrii, Triest - Jugosławii, teraz to jest Słowenia. Oddzielmy Korsykę od Francji, zabierzmy jej zamorskie terytoria, podzielmy cały świat - granice, krew, komory celne, siły szybkiego reagowania, represje. Czyżby potrzebne to było ludzkości?"

"Ostateczny podział świata", "ostatni skok na Południe", "ostatni wagon na północ"... Jak każdy wizjoner, lider LDPR lubi takie słowa jak "ostateczny" i "ostatni", wierzy bowiem, że to, co proponuje, jest tak doskonałe, że utrzyma się do końca świata.

Wojciech Górecki

Pismo Poświęcone Fronda nr 7 (1996)