Oto nagle dla dziennika "Rzeczpospolita" specjalistą od spraw ukraińskich i ludobójstwa wołyńskiego stał się skrajnie lewicowy publicysta Sławomir Sierakowski. Dlaczego? Chyba tylko dlatego, że "Krytyka Polityczna ma także swoje wydanie u naszych wschodnich sąsiadów. Pozostaje pytanie jaki sens jest zadawać pytania o sprawy polskie i związane z patriotyzmem internacjonalistę, kogoś kto Polską jest zainteresowany w stopniu nikłym. Przesadzam? Pozwolę sobie na cytat.

"Nie dzieli nas nic, poza tą idiotyczną granicą unijną. W każdym razie nie musimy toczyć żadnego dialogu ani się pojednywać. Najmniej chyba gadamy o polsko-ukraińskich sprawach. Jak wydajemy np. historyczne książki o Ukrainie, choćby Jarosława Hrycaka, to jest to bez związku naszymi Ukraińcami, których to chyba najmniej interesuje z tego, co robimy. Kilka dni temu, wiedząc, że mam napisać o rzezi na Wołyniu, uświadomiłem sobie, że nigdy ich o to nie pytałem, więc wysłałem Lioszy maila z pytaniem, co on właściwie o tym Wołyniu myśli."

Oto znakomity przykład człowieka "ideologicznego", pozbawionego przywiązania do tożsamości wynikającej z jakiś realnych doświadczeń ludzi, którzy go poprzedzili, czy wśród których żyli jego przodkowie. Co odpisał ukraiński korespondent? Nie warto już przytaczać bo klu jego wypowiedzi polega na tym, że Kwaśniewski z Kuczmą wypili nieco (za dużo?) wódki i powinno nam to wystarczyć jako pojednanie. Poziom odrealnienia tych ludzi polega własnie na tym, że ignorując problemy wydaje im się, że je rozwiązali. Tak jakby nie było na Ukrainie już tych, którzy czczą sprawców ludobójstwa, a w Polce tych, którzy przez pokolenia będą nosić w sobie konsekwencję tamtych cierpień. Dla lewicy są tylko "spory o pamięć" i "forma jaką narzucają społecznej debacie". Nagle nie ma już realnych i żywych ludzi. To zresztą nic nowego na lewicy.

Niestety w sprawach politycznych brak środowisku "Krytyki Politycznej" spójności, która wynika zapewne z własnych ich partykularnych interesów. Pozwoliłem sobie już kiedyś zwrócić na to uwagę. "W sprawach lokalnych nawołuje to środowisko by przypomnieć prawdziwą politykę jako sferę realnych starć, a kompromis liberalny demaskuje jako formę złudzenia lub narzędzie dominacji i utrzymywania pewnych dyskursów poza sferą politycznego oddziaływania.

Co jednak dzieje się gdy patrzą oni na sprawy międzynarodowe? Zamiast realizmu, który widzi podmiotowy charakter narodów, rządów, dysponentów kapitału mających swoje interesy, wolę przetrwania, zachowania wpływu - kieruje się resentymentami i ideałami które znaleźć można w książkach francuskich, czy niemieckich teoretyków. Złośliwy zadałby pytanie czy naiwność "nowolewicowych środowisk" nie czyni ich najbardziej podatną glebą w procesie geopolitycznej neokolonizacji, która przecież musi odbywać się na wielu poziomach w dzisiejszym "nomadycznym" świecie. To dalekosiężne zerkanie na odległy Bliski Wschód, uciskane przez białych kraje arabskie, terroryzm ma oczywiście głęboki sens, ale tylko wtedy gdy zachowany jest podstawowy warunek - gdy jest jakieś "my", z którego możemy mówić. Jak pisał niedawno Pierre Manent, strojem naszego świata pozostaje państwo narodowe, jeśli pozwolimy stoczyć mu się w niebyt inne problemy przestaną dla nas istnieć. W każdym razie kiedy stoję tutaj, w Warszawie na lewym brzegu Wisły nie widzę ani krztyny polskiego interesu w wynurzeniach [Sierakowskiego]. Ale czy Polska w ogóle go obchodzi?"

Tomasz Rowiński