Benedykt XVI kończy 88. lat – urząd papieski pełnił przez lat osiem. Spuścizna tego pontyfikatu jest wciąż żywa, to znaczy bardzo związana z jego osobą, a także uczuciami wiernych pamiętającymi jego pontyfikat. Warto jednak zastanowić się co z niego było na tyle ważne, że już dziś wykracza poza bieżący rozgłos.

W pierwszej kolejności trzeba wymienić ogłoszenie w 2007 roku motu proprio Summorum Pontificum, które uwolniło tradycyjną liturgię Kościoła Zachodniego. Uwolnienie to było konieczne wobec fałszywych twierdzeń o jej nieaktualności, czy wręcz zakazie sprawowania. Benedykt przypomniał, że Msza ma nie tylko sens sakramentalny w sensie wydarzenia Przeistoczenia, ale także wyraża się w swojej pełni poprzez ryt. Ryt „trydencki” zaś wywodzi się z tradycji św. Piotra, w którego środowisku zaczął kształtować się Kanon Rzymski, a wokół niego organizm liturgii zachodniej.

Jeśli oceniać Summorum Pontificum z serca Kościoła, z wnętrza Tradycji, stanie się jasne, że nie możemy go zrozumieć w pełni bez zawartego w konstytucji Soboru Watykańskiego II Sacrosanctum concilium – o świętej liturgii – sformułowania mówiącego, że oto w liturgii mamy do czynienia ze „źródłem i szczytem" życia chrześcijańskiego. Zatem niezależnie co byśmy o niej myśleli, przywrócenie praw liturgii zwanej teraz „nadzwyczajną formą rytu rzymskiego", było centralnym wydarzeniem współczesnej historii Kościoła. W liturgii, a nie tylko w jej sakramentalnym aspekcie, zaczyna się życie chrześcijan. Papieska decyzja będzie rosła – jeszcze i na naszych oczach – ale też i w kolejnych epokach, gdy zatrze się pamięć po samym papieżu z Niemiec. 

Drugim wyraźnym znakiem pontyfikatu Benedykta było ogłoszenie konstytucji Anglicanorum coetibus dla anglikanów pragnących wrócić do Kościoła katolickiego. Nie ulega wątpliwości, że tym posunięciem – otwarciem na potrzeby chrześcijan – Benedykt XVI naruszył dumę ekspertów ekumenizmu, którzy skłaniali w ostatnich dziesięcioleciach Kościół do zniechęcania grup wiernych do powrotu i tworzyli nową kulturę niekończącego się dialogu zamiast faktycznej jedności opartej na Credo i sakramentach. Samo słowo "powrót" wydawało się w ostatnich latach słowem zakazanym. Benedykt XVI dał impuls do nowego, a jednocześnie tradycyjnego ujęcia jedności katolickiej Kościoła i odniósł, w Chrystusie, większy sukces jedności, niż dziesiątki lat gadania teologów i publicystów. Być może otworzył też nowe drzwi dla tych, którzy w biskupie Rzymu będą widzieć nadzieję ekumeniczną. Może kiedyś nie będą to tylko anglikanie. Pewne jest, że rzeczywistość obecności tradycji anglikańskiej w Kościele poprzez specjalne ordynariaty będzie trwała dłużej niż pamięć po choćby najlepszej encyklice.

Jako trzecie ważne wydarzenie pontyfikatu dodałbym jedno z rodzaju tych ulotnych. Chodzi mi o tak bardzo krytykowane przemówienie Benedykta XVI w Ratyzbonie. Papież odnowił w nim przymierze zawarte przez Ojców Kościoła pomiędzy katolickością, a racjonalnością. Równocześnie podtrzymał dystans wobec bezwarunkowego sojuszu z nieprawdziwymi elementami innych religii proponowany Kościołowi przez liberałów, wedle których każdą religię od prawdy dzieli ten sam dystans natomiast łączy je jeden, społeczny interes - prawo do obecności w życiu ludzi, a nie poszukiwanie prawdy wyjaśniającej nam Boga i świat.

Można spotkać opinie, że Benedykt XVI jest cieniem papieża Franciszka. To bajkowa opowieść. Ostatnim akcentem tamtego pontyfikatu była encyklika papieża Franciszka poświęcona wierze, a przygotowana w znacznej mierze przez Papieża Ratzingera. Chłodne spojrzenie na lata 2005-2012 wyostrza już istotne punkty tego co minęło, a to potwierdza tylko, że żyjemy już w innym czasie.

Może warto dodać jeszcze jeden punkt do spuścizny Benedykta XVI – dziedzictwo pewnego rodzaju „kapitału społecznego”, kapitału wiary w Kościele. Po wyborze Papieża Franciszka mówiło się, że ratzingeryzm jest w rozsypce. Dziś widać jednak, na tle kościelnego sporu wokół tematu rodziny i małżeństwa oraz skandalicznych propozycji kardynałów Kaspera i Marksa, że zmiana klimatu jaką przeprowadził Benedykt wokół środowisk tradycjonalistycznych XVI dziś owocuje mocniejszym sojuszem części „wojtylian” i „tradycjonalistów” w obronie prawdziwej wiary i doktryny. To zintegrowanie się hierarchów i środowisk, którym przed pontyfikatem Benedykta spotykać się było znacznie trudniej jest ważnym owocem czasów niemieckiego Papieża. Miejmy nadzieję, że będzie ono miało charakter trwałej jedności a nie tylko tymczasowego sojuszu. Być może jest w tych ludzkich konstelacjach ważne ziarno syntezy mającej źródło w Duchu Bożym i że stanie się ono zaczynem życia Kościoła po Vaticanum Secundum.

Tomasz Rowiński

historyk idei, redaktor Christianitas