Ma być nowocześnie, kolorowo, a przede wszystkim równościowo. Dlatego każdy jeden podręcznik muszą przejrzeć równościowi cenzorzy. Tropią oni wszelkie stereotypy, które już od początku edukacji mogłyby uczynić wielkie spustoszenie w głowach uczniów. Pod lupę owi cenzorzy wzięli nie tylko podręczniki od przedszkola do matury, ale także podstawę programową. Okazało się, że i w podstawie programowej, i w podręcznikach jest za mało kobiet. Za to dominują mężczyźni. Postaci męskich jest dwa razy więcej. - A im dziecko starsze, wiedza przedmiotowa bardziej wyspecjalizowana, tym mężczyzn jest więcej - mówi dr Iwona Chmura-Rutkowska z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, szefowa projektu badawczego "Gender w podręcznikach" - Są takie podręczniki, gdzie występują niemal wyłącznie mężczyźni i chłopcy. Pełno ich w książkach do matematyki, fizyki, wiedzy o kulturze czy muzyki. Ale w innych – od biologii, języków obcych czy wychowania do życia w rodzinie dominują kobiety, przez co z kolei dyskryminuje się mężczyzn.

Tak więc na przykład na bank z podręcznika wyleci obrazek z mamą z dzieckiem na ręku, nie daj Boże jeszcze mieszającą do tego zupę. Albo odkurzającą mieszkanie. Jako stereotyp zakwestionowany byłby pewnie obrazek z tatą wbijającym gwoździe czy trzepiącym dywany. Strażacy? Sami mężczyźni? Dorysować szybko strażaczkę. Jak równość, to równość.

Jako przykład prawie idealnego podręcznika genderowi cenzorzy podają rządowy elementarz. Nic, że książka jest słabo oceniana pod względem merytorycznym. Nic, że nauczyciele mają do niego mnóstwo uwag. Grunt, że jest równościowo: "W czwartej części podręcznika dla drugiej klasy dziewczyny majsterkują, profesor Ewa Menzurka zaprasza dzieci do laboratorium, mały Robert nie może oderwać wzroku od nowo narodzonej siostry, tata wiesza pranie, a wszystkie dzieci niezależnie od wyglądu, pochodzenia i sprawności mają swoje niezbywalne prawa" – mówią autorzy raportu. Choć i tu nie obyło się bez wpadek. Rodzice adopcyjni i zastępczy zostali .nazwani „niby-rodzicami”.

Parytetów nie ma też wśród autorów. Kobiety są autorkami zaledwie jednej czwartej tekstów umieszczanych w podręcznikach. Co rzecz jasna jest wielkim skandalem. Tak jak skandalem jest to, że za mało w nich różnorodności. Dlatego MEN dostał zadanie, by przyjrzeć się podręcznikom pod tym kątem. - Oczekujemy po prostu oczywistej i naturalnej różnorodności: wyglądu, sprawności, zachowań. Ale też wyboru ścieżki życiowej, zarówno tej zawodowej, jak i prywatnej - niezależnie od płci - mówi dr Iwona Chmura-Rutkowska. Czyli według równościowych wytycznych na równi z małżeństwem powinny być prezentowane także pary jednopłciowe. Tata ubrany w fartuszek, a mama z płotem pneumatycznym.

Pewnie to już kwestia czasu, bo nacisk na zmiany w podręcznikach jest ogromny. Nie ukrywa tego Joanna Piotrowska z „Feminoteki”: „Nierówności i powtarzane stereotypy mają wpływ na to, jacy dorośli wyrastają z naszych dzieci. Może gdyby nasze podręczniki wyglądały inaczej, mielibyśmy w Polsce i więcej Marii Skłodowskich-Curie i Januszów Korczaków”. Czyli według tej logiki nie należy pokazywać kobiety jako matki, bo to przecież szkodliwy stereotyp, który może zaważyć na wyborze drogi życiowej naszego dziecka.

Inżynierowie społeczni nie śpią i zrobią wszystko, by móc trafić do najmłodszych dzieci i od najmłodszych lat przekonywać je, że nie ma żadnych różnic między kobietą a mężczyzną. A wszystko, co robi kobieta, a jest związane z domem, to praca poniżająca, godząca w kobiecą godność. W końcu „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”.

Jako że „podręcznikowy świat tworzą głównie biali, pełnosprawni mężczyźni” już niebawem podręczniki będą przypominać pewnie katalog szwedzkiego sklepu meblowego, który ostatnio znalazłam w swojej skrzynce pocztowej. Tam jest kolorowo, różnorodnie i niestereotypowo. I bardzo poprawnie politycznie. Musimy być więc czujni i uważni, bo równościowi cenzorzy tak łatwo nie odpuszczą.

Małgorzata Terlikowska