Jest pan senatorem klubu PO. Domagacie się zmiany w prawie prasowym, gdzie ma obowiązywać zapis obowiązku publikacji „odpowiedzi” pod karą grzywny. Odpowiedzi nie muszą jednak nawiązywać do faktów zamieszczonych w artykule, ale być opinią czy stanowiskiem wymienionych w tekście osób, urzędów czy instytucji. Czy gazeta nie zmieni się w słup ogłoszeniowy rzeczników prasowych?

 

- Dziennikarze nie chcą, aby wytrącono im inicjatywę, a główny ton w prasie nadawały odpowiedzi. Nie mieliśmy ochoty aby mieszać w prawie prasowym, ani ograniczać wolności słowa. My tu wykonujemy swoją rzemieślniczą robotę dostosowując implementację Trybunału Konstytucyjnego do prawa prasowego. Musi być sprecyzowane prawo obywatela do sprostowania odpowiedzi. Taka inicjatywa powinna zostać podjęta, aby zrównoważyć prawa czytelnika i dziennikarza, aby czytelnik nie był wrabiany przez gazetę. Chodzi o to, aby poziom mediów wzrósł. Temu służy polemika sprostowania odpowiedzi. Chodzi o sprecyzowane warunki, żeby nikt nie był dotknięty przez media albo źle potraktowany. Tu nie chodzi tylko o świat polityczny.

 

Ale nie sądzi pan, że gazety pod tą prawną przykrywką będą wykorzystywane przez polityków, do ich celów.

 

- Zgadzam się, że może ta inicjatywa została zbyt uproszona. Ona wywołała polemiki też wewnątrz klubu. Chodzi o podniesie poziomu, aby gazety nie były jednostronne. Media nie mogą być narzędziem do załatwiana powszechnych i pospolitych sporów, ale powinny kształtować jakąś wizję. Temu może służyć właśnie podniesienie reguł gry.

 

Politycy nie zyskają na tym? Może chcą mieć po prostu większy wpływ na to, co się drukuje.

 

- Ale chodzi o to, że sprostowań się nie publikuje. Pamiętam jak opisywano absurdalnie dochody polityków z pracy parlamentarnej. Pamiętam jak bił się o to nasz klub na czele z Geremkiem z tym co było publikowane u Michnika. Wielokrotnie media też bezpodstawnie oskarżają. Jestem przeciwko tabloidyzacji. Chodzi mi o pogłębioną wiedzę w prasie.

 

Rozmawiał Jarosław Wróblewski