Po raz pierwszy rumuńscy grzybiarze pojawili się na Podkarpaciu około trzech lat temu i od tamtego momentu przyjeżdża ich coraz więcej. Umożliwia im to członkostwo w Unii Europejskiej. Przedstawiciele Lasów Państwowych alarmują jednak, że zbierane przez Rumunów grzyby są w specjalnych chłodniach wywożone na Zachód.

Prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w tej sprawie. Leśnicy zaś boją się zwracać uwagę setkom młodych ludzi zbierających grzyby.

- W ciągu ostatnich lat grzybiarskie pobyty Rumunów się ucywilizowały - powiedział Gazecie Wyborczej nadleśniczy z Nadleśnictwa Dukla na Podkarpaciu.

Wyborcza opisuje, że trzy lata temu Rumuni potrafili wjechać samochodami w środek lasu, a potem dziwić się, że w Polsce jest to zabronione. Rumuni zaprzestali takich praktyk i biwakują w miejscach do tego przeznaczonych.

Nadleśniczy Zbigniew Żywiec zwrócił jednak uwagę na to, że zbierane przez nich ogromne ilości grzybów są następnie wywożone w chłodniach do Europy Zachodniej.

- Wiem, że te grzyby jechały do Niemiec, do Francji. Na zbiór przemysłowy grzybów trzeba podpisać umowę z Lasami Państwowymi. Tu nikt takiej umowy nie podpisał - powiedział nadleśniczy w rozmowie z Wyborczą.

Działalność Rumunów martwi też okolicznych mieszkańców. Powodem nie jest jedynie ogołacanie lasów z grzybów, ale także kwestie związane z bezpieczeństwem.

Prokuratura Rejonowa w Krośnie w ubiegłym roku odmówiła wszczęcia śledztwa w tej sprawie, twierdząc, że zbieracze nie łamią prawa.

Leśnicy zapowiadają za to wzmożenie patroli lasów. W patrolach pomagać będzie także policja.

jkg/gazeta wyborcza