„Ryba Ludojad” - to zbiór felietonów i artykułów Macieja Rybińskiego ukazujących się w „Rzeczpolitej” w latach 2008-2009. Większość z nich pamiętam jeszcze z gazety, ale zebrane razem, pogrupowane w działy i zestawione z nową (i coraz nowszą) rzeczywistością robią one jeszcze mocniejsze wrażenie. Rybiński bowiem nie obawia się niczego. Uderza mocno i celnie we wszystkich. Punktuje ślepy partyjny podział, który uniemożliwia dostrzeżenie pozytywów u przeciwników, atakuje ideologię europejską, niszczy rodzimych komunistów i kpi z politycznej poprawności. A wszystko to z właściwym sobie poczuciem humoru, zaangażowaniem i dystansem.

 

„Jeśl geje to pedały, transwestyci to przerzutki” - stwierdza na przykład w jednym z felietonów (aż dziw, że za to stwierdzenie nie pozwano go do sądu, jak mu się to przytrafiło, za też zamieszczony w niniejszym tomie list kozy Mećki, która apeluje, by jej zdrowego, heteroseksualnego związku z mężczyzną nie zestawiać z homoseksualizmem). A gdzie indziej stwierdza – znowu niebywale celnie – że „Unia Europejska w dzisiejszym wydaniu (…) sama jest religią całkowicie samowystarczalną. Traktat Lizboński to Ewangelia według Komisji Europejskiej”. I trudno się z nim nie zgodzić. Ala w tomie tym są także miejsca gorzkie, bardzo gorzkie. Ot choćby, gdy Rybiński pokazuje, jak bardzo wszyscy pragniemy systemu jednopartyjnego, gdzie wszyscy inaczej myślący zostaną wykluczenie, czy gdy rozprawia się z polskim rozumieniem polityki. Zimno się robi, czytając te strofy, bo choć wypowiedziane są one przez felietonistę, to niebywale trafnie analizują naszą sytuację.

 

Gorzko brzmi też konstatacja, że konserwatyzm, normalny zdrowy konserwatyzm nie ma w naszym świecie szans. „W sensie wyznawanej hierarchii wartości jestem konserwatystą. I nie mam większych złudzeń. Należą do przegranych. Tradycyjne wartości, a raczej wartości w ogóle, nieegoistyczne i nie traktowane koniunkturalnie są w dzisiejszym świecie nie do obrony. Nie ma skutecznej metody” - stwierdza Rybiński. I w tej jednej sprawie trudno mi się z nim zgodzić. Tom „Ryba Ludojad” pokazuje, że można się bronić przed postępem. Śmiechem i kpiną, gorzką ironią i językową zabawą. Tak jak robił to Maciej Rybiński. Bez niego jednak, i bez jego pióra, jest to niewątpliwie trudniejsze.

 

Tomasz P. Terlikowski

 

M. Rybiński, Ryba Ludojad, Wydawnictwo M, Kraków 2011, ss. 360.