Fronda.pl: W sobotę przemawiał Pan w Kijowie. Jak Pan ocenia obecną sytuację na Ukrainie?

Ryszard Czarnecki: Sytuacja na Ukrainie komplikuje się z dnia na dzień, z godziny na godzinę. Dzisiejsza blokada budynków rządowych przez demonstrantów oznacza eskalację napięcia i – zapewne – równie stanowczą odpowiedź rządu. W innych miastach, jak Lwów czy Ivano Frankivsk (hist. Stanisławów) podejmowane są decyzje o strajku generalnym.

Jakie nastroje da się wyczuć na wschodniej Ukrainie?

Zaskakująco duże Majdany, czyli ośrodki protestu powstają, na co warto zwrócić uwagę – właśnie we wschodniej Ukrainie. Mam tu na myśli Charków czy Donieck. Myślę, że twierdzenie prezydenta Władimira Putina, że jak z Ukrainą będzie problem, to się ją podzieli i część wschodnią przyłączy do Rosji, przestaje być aktualne. Wschodni Ukraińcy, z tzw. zagłębia Wiktora Janukowycza (Donieck, Ługańsk, Charków) też chcą być częścią Europy. Uważam, że to będzie bardzo ostra walka, ale nadzieje pokładam w możliwych zmianach w konfiguracji parlamentu (mam tu na myśli informację, że kilkunastu posłów Partii Regionów zamierza przejść do opozycji w ramach protestu przeciwko skrętowi w kierunku Moskwy). To oznaczałoby, że rząd nie będzie już miał większości. A jeśli nie będzie miał większości, to siłą rzeczy, może dojść do przyspieszonych wyborów. I lepiej byłoby, gdyby takie sprawy rozstrzygały się za pomocą kartki wyborczej, a nie ulicy, bo to zawsze dużo kosztuje.

Jak zostało przyjęte wczorajsze wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego w Kijowie? Polscy politycy podnoszą głosy, że to dyplomacja pod publiczkę...

Jarosław Kaczyński jest autentyczny w tym, co robi. Kiedyś do Gruzji pojechał jego śp. pamięci brat, prezydent Lech Kaczyński. Tym razem to Jarosław Kaczyński udaje się do kraju, w którym w którym trwa sytuacja kryzysowa. Prezes PiS został na Ukrainie świetnie przyjęty – byłem tego świadkiem. Gdy po swoim przemówieniu, wielokrotnie przerywanym oklaskami, wychodził z demonstracji, utworzył się szpaler, a ludzie skandowali „Polsza! Polsza! Polsza!”. Jarosław Kaczyński jest tam bardzo rozpoznawany. Muszę przyznać, że takiego kapitału sympatii do Polski, szacunku, ciepłych relacji względem Polaków nie było na Ukrainie od czasów „pomarańczowej rewolucji”, czyli od dziewięciu lat. To jest kapitał, który powinniśmy dyskontować, właśnie dlatego, żeby Ukraina była bliżej nas, a zatem Europy, a nie bliżej Rosji.

Rozm. MBW