Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Dziś w Warszawie odbyło się spotkanie ministrów spraw zagranicznych 16 krajów europejskich. Czym jest dla Polski ten szczyt i fakt, że to właśnie nasz kraj wyszedł z taką inicjatywą? W dodatku do Warszawy przyjechała również Federica Mogherini.

Ryszard Czarnecki, wiceprzewodniczący PE, PiS: Bardzo się cieszę, że to właśnie Polska jest gospodarzem spotkania Międzymorza. W spotkaniu tym uczestniczą przedstawiciele trzech kręgów, które są obszarem oddziaływania polskiej polityki zagranicznej. Są to kraje, które weszły do Unii, a są krajami bałkańskimi, czyli Słowenia, Bułgaria, Rumunia, Chorwacja, ale również te, które w większości powstały na gruzach dawnej Jugosławii, czyli Serbia, Macedonia, Bośnia i Hercegowina, Kosowo. Do tego Albania i jeszcze Włochy. Uważam, że bardzo dobrze, że spotkanie odbyło się w Polsce. Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej odpowiedzialna za politykę zagraniczną i politykę bezpieczeństwa, Federica Mogherini, otrzymuje w ten sposób sygnał, że z Polską trzeba się liczyć, ponieważ potrafimy organizować naszych sąsiadów. Spotkanie to pokazuje również, że „gramy” nie tylko na „fortepianie” północnowschodnim (kraje bałtyckie), ale również południowowschodnim (kraje bałkańskie, zarówno te należące do UE, jak i te, które członkami Unii jeszcze nie są). To spotkanie wzmacnia międzynarodową pozycję Polski. Fakt, że był tam również minister spraw wewnętrznych Włoch, to już- jak rozumiem- inicjatywa przede wszystkim pani Mogherini, co może być sygnałem, że „kartą regionalną” możemy grać również z krajami tzw. „Starej Unii”. To znak również dla reszty tych krajów. Jest to też okazja do spotkań bilateralnych szefa naszej dyplomacji. Zamiast objeżdżać Europę, ci ministrowie przyjeżdżają do nas, możemy zatem różne sprawy bilateralne załatwiać w ten sposób, zacieśniać dwustronne relacje między Polską, a krajami Grupy Wyszehradzkiej czy państwami bałtyckimi.

Podkreślił Pan na początku, że jest to spotkanie Międzymorza. Co oznacza ono dla realizacji tej koncepcji i czym właściwie jest Międzymorze. „Mrzonką”, odległym ideałem czy też czymś możliwym do realizacji?

To odwołanie się do pewnego pojęcia historycznego. Jeśli ktoś jest przywiązany do polskich koncepcji politycznych, które powstawały w naszych dziejach, także przed II wojną światową, może się do tego odwoływać. Warto jednak zauważyć, że czasy się zmieniły i nie możemy być niewolnikami koncepcji. Jednak sam pomysł „ABC”, czyli rejonów: Adriatyk- Bałtyk- Morze Czarne, jako naszej strefy wpływów, jest tutaj oczywiście realizowany. Najlepiej można to określić słowami wybitnego polskiego myśliciela i socjologa, Ludwika Krzywickiego, który pisał o „ideach wędrujących”. Mianem idei wędrujących Krzywicki określa te, które kiedyś przedstawione, nie doczekały się realizacji, ponieważ nie było takich możliwości; ale po latach wracają, czyli właśnie wędrują w czasie. Taką ideą wędrującą jest właśnie Międzymorze. Podkreślam jednak, że nie chodzi tu o „zaklęcia” historyczne i bezpośrednie odwołania do dziejów polskiej myśli historycznej, ale o realną i konkretną współpracę, zarówno bilateralną, jak i regionalną, ponieważ wzmacnia to nie tylko pozycję Polski, ale i każdego z tych państw z osobna.

Dlaczego dobre relacje z innymi państwami w naszym regionie są dla Polski ważne?

Ponieważ wówczas tym największym państwom Unii Europejskiej trudniej będzie nas „rozegrać”. Wzrośnie wartość każdego kraju w naszym regionie Europy, a więc i Polski. W tym kontekście mogę przytoczyć słowa, które wypowiedział do mnie kiedyś w Brukseli jeden z czeskich premierów. Mówił, że nasi sąsiedzi z Zachodu są bardzo niezadowoleni z naszej dobrej współpracy wewnątrz regionu. Pewnie, że łatwiej jest niektórym ważnym krajem Europy Zachodniej, płatnikom netto do budżetu unijnego, załatwiać sprawy z poszczególnymi krajami w rozmowie bilateralnej, niż rozmawiać z całym regionem. Wówczas, rozgrywając poszczególne kraje na arenie międzynarodowej, wiadomo, że temu większemu łatwiej jest ugrać coś na swoją korzyść, a temu mniejszemu trudniej. Tę taktykę stosują nie tylko nasi najwięksi zachodni sąsiedzi, ale również np. Rosja, która woli rozmawiać z poszczególnymi krajami Unii, zwłaszcza tymi większymi, jak Niemcy, Włochy czy Francja, a nie z całą UE, ponieważ wie, że w rozmowach dwustronnych będzie mogła więcej ugrać. Właśnie dlatego warto współpracować regionalnie. Nawet jeżeli mamy różne interesy, różną wrażliwość historyczną czy np. różny stosunek do Rosji itd.

Część komentatorów uważa, że takie sojusze jak Międzymorze czy Grupa Wyszehradzka mogą stać się sojuszami alternatywnymi dla UE i przestrzega przed takimi relacjami

To bzdura. Wprost przeciwnie. Skoro od lat istnieje Benelux, skoro od lat istnieje sojusz niemiecko-francuski, mamy bardzo ścisłe więzy krajów nordyckich- tych, które są w Unii, to byłoby nawet dziwne, gdybyśmy w naszym regionie byli zatomizowani. To żadna alternatywa dla Unii Europejskiej, lecz wzmocnienie naszego regionu w ramach UE. Oczywiście też wcale nie jest powiedziane, że Unia przetrwa np. następne 100 lat, natomiast nasi sąsiedzi przecież z mapy nie znikną...

Szefowie dyplomacji V4 przyjęli w Warszawie wspólną deklarację dotyczącą polityki rozszerzenia. Już sama obecność ministrów spraw zagranicznych Grupy Wyszehradzkiej jest dla nas ważna, a jednak w pewnych kwestiach z państwami tego sojuszu jesteśmy nie do pogodzenia. Przykładem jest stosunek do Rosji.

To przecież oczywiste, że sąsiedzi i przyjaciele mogą się różnić. W rodzinie czy gronie przyjaciół przecież też się różnimy. Przykładowo, Warszawa i Budapeszt mają zapewne różną wrażliwość w kwestii stosunku do Rosji, choć Węgrzy oczywiście pamiętają, kto rozstrzeliwał ich wolność w 1956 r. Te różnice pozostaną, jednak lepiej patrzeć na to, co łączy, a nie na to, co dzieli. Tak jak w interesie państw zachodnich jest, żeby Polska, wraz z innymi państwami z naszego regionu, patrzyła na to, co nas dzieli, tak w naszym interesie wygląda to zupełnie odwrotnie.

Bardzo dziękuję za rozmowę.