Przed budynkiem Parlamentu Europejskiego w Brukseli przy Rue Wiertz flagi łopoczą na wietrze. Pierwsza najbardziej z lewej, nomen omen, jest flaga… Unii Europejskiej. Ale jak się patrzy od strony owych flag, to ta UE jest… najbardziej na prawo. Taka ciekawostka. Opodal, nieco na uboczu, nomen omen, jakby coraz bardziej osamotniony symbol euro. A propos : ustępujący niemiecki komisarz Guenter Oettinger, który w Brukseli reprezentował Berlin przez 10 lat zaproszony został przez nasz MSZ na coroczne spotkanie polskich ambasadorów. Za ministra Sikorskiego zaproszono szefa MSZ Rosji Sergieja Ławrowa… W kuluarach owego spotkania Niemiec rozpytywał polskich ministrów, kiedy Polska wejdzie „wreszcie” do strefy euro. Jeden z członków rządu, zresztą minister konstytucyjny, wykazał się chyba źle pojętą staropolską gościnnością i odrzekł: „chcemy jak najszybciej”...To oczywisty przypadek, ale mówi się, że ów gość bardzo chce być komisarzem...Cóż, przypadki chodzą po ludziach. 

Na razie, w kontekście kandydatów na komisarzy, europarlamentarne komisje mają sześć dni, aby sformułować po pięć (sic!) pytań do każdego, po czym kandydatki i kandydaci na członków Komisji Europejskiej będą mieli niespełna dwa tygodnie, aby na te pytania odpowiedzieć. A mówiąc precyzyjnie: 13 dni. Widać, że Unia Europejska nie boi się przesądów nic a nic i „trzynastkę” uznaje za liczbę taką, jak każda inna. Inaczej niż szereg linii lotniczych, gdzie nie uświadczysz w ich samolotach trzynastego rzędu.

A propos liczb. Odwiedzałem właśnie w tejże Brukseli ambasadora Turcji przy UE. Jego gabinet mieści się na siódmym piętrze. Moim gospodarzom powiedziałem, że w Polsce siódemka jest uważana za szczęśliwą liczbę. Nie wiedzieli. Ale nawet oni wiedzieli, że z tą trzynastką jest coś nie halo…

Skoro jesteśmy w świeci liczb, to w kontekście przesłuchania komisarzy ważne są trzy. Jakie? Oto one: 26, 5, 15. Dyscypliny dodatkowej nie ma – to nie totolotek. Dlaczego 26? Bo tylu jest kandydatów na komisarzy. Coś się nie zgadza? Owszem, słusznie to Państwo zauważyli. Oto bowiem Komisja Europejska składa się co prawda z 28 osób, ale jest przewodnicząca, więc powinno być teoretycznie 27 kandydatów. Ale nie ma – bo Wielka Brytania miała to w nosie i kandydata demonstracyjnie nie wystawiała. Londyn się przeliczył, bo nie widział, że Jej Królewska Mość Elżbieta ni stąd ni zowąd zakomunikuje, że nie ma mowy o Brexicie bez umowy. Efekt jest tego taki, że Brexitu na pewno nie będzie na koniec października, Zjednoczone Królestwo dalej będzie w UE, ale nie będzie miało swojego komisarza. Cóż, może Polska będzie reprezentować Albion i okolice w Brukseli, skoro w krajach, w których nie ma ambasad państwa sprawującego unijną prezydencję inne kraje członkowskie (Francja zawsze bardzo chętnie) przyjmują jego reprezentowanie....

Jeszcze o liczbie 15 i 5: wstępne wystąpienie kandydata na komisarza ma trwać 15 minut, ale będzie miał jeszcze prawo do 5 minut odpowiedzi na koniec.

Kto przegra tego unijnego totolotka? Zobaczymy.

Ryszard Czarnecki

"Gazeta Polska"