Robert Biedroń ma kolejny problem. Ledwie ucichła sprawa z aktami w sprawie znęcania się nad matką, które w tajemniczy sposób "zniknęły" z sądu w Krośnie. Teraz okazuje się, że lider Wiosny namieszał także w związku z pedofilem ze Słupska.

Biedroń niezwykle ostro atakuje Kościoł i zabiega o przeforsowanie w Polsce prawdziwej rewolucji seksualnej. Kłopot w tym, że jego uczciwość stoi pod znakiem zapytania. Chodzi o sprawę Pawła K., który był instruktorem breakdance'u w Słupsku. Został oskarżony o doprowadzenie do obcowania płciowego trzy małoletnie dziewczynki, a czwartą do poddania się "innym czynnością seksualnym". Robert Biedron przekonuje, że zajął się zdecydowanie tą sprawą. Zawiesił Pawła K. i złożył doniesienie do prokuratury, gdzie przekazał wszystkie informacje. Tak mówił na antenie TVN24.

Problem w tym, że głos zabrała sama prokuratura i... okazuje się, iż doniesienia nie było. "Rzeczpospolita" pisze, że prezydent Biedroń dowiedział się o sprawie pedofila dopiero z doniesień medialnych, tymczasem dziś przedstawia się jako człowiek, który walczył z tym pedofilem.

"W sprawie Pawła K., przed wszczęciem śledztwa w jego sprawie, zarówno Słupski Ośrodek Kultury, jak i Urząd Miasta w Słupsku nie kierowały do tutejszej prokuratury pism, które nosiłyby cechy zawiadomienia o przestępstwie o charakterze seksualnym, którego miałby dopuścić się Paweł K." - podała słupska prokuratura.

W komentarzu dla "Rzeczpospolitej" Biedroń nie powtórzył już swoich dumnych sloganów z TVN24. Stwierdził tylko, że w okresie jego prezydentury urząd miasta "współpracował" z prokuraturą.

bb/rzeczpospolita.pl