W związku z aferą jaka wybuchła wokół wiceministra sportu Łukasza Mejzy pojawiają się spekulacje, że Prawo i Sprawiedliwość nie może sobie pozwolić na jego dymisję, ponieważ od jego głosu w Sejmie zależy większość Zjednoczonej Prawicy. Do sprawy odniósł się dziś prezes PiS Jarosław Kaczyński.

W listopadzie na łamach Wirtualnej Polski pojawiły się publikacje stawiające poważne oskarżenia wobec wiceministra sportu Łukasza Mejzy. Miał on założyć firmę, która zajmowała się „nowatorskim” leczeniem nieuleczalnych chorób. Sam Mejza, wedle informacji portalu, miał przekonywać ciężko chorych ludzi, że uznawane za niesprawdzone i niebezpieczne metody leczenia są skuteczne. Leczenie to miało zaczynać się od 80 tys. dolarów.

Polityk natychmiast zaprzeczył tym doniesieniom i zapowiedział kroki prawne wobec ich autorów. Dziś zorganizował konferencję prasową, w czasie której stwierdził, że „mamy do czynienia z największym atakiem politycznym po 1989 roku”.

- „Atakiem na Zjednoczoną Prawicę i atakiem na większość rządową. Atakiem bezpardonowym i bez precedensu. Atakiem, w którym przekroczono wszystkie możliwe granice, aby obalić rząd. Atakiem, w którym manipulując faktami, do walki politycznej wykorzystuje się chore, niewinne osoby i ich rodziny. Atak ten jest wymierzony we mnie, ale jego celem jest obalenie większości rządowej”

- mówił wiceminister.

Przekonywał, że celem tego ataku jest jego odejście z polityki. Stwierdził, że jeśli odda swój mandat, jego miejsce zajmie poseł opozycji i tym samym Zjednoczona Prawica straci większość w Sejmie.

Do sprawy odniósł się w rozmowie z TVN24 prezes PiS Jarosław Kaczyński. Zaznaczył, że nie widział konferencji wiceministra Mejzy. Pytany, czy rzeczywiście rząd Zjednoczonej Prawicy opiera się na pośle Mejzie odparł krótko: „nie sądzę”.

kak/PAP