Prawo i Sprawiedliwość jest totalnie odporne na małe afery. Sprawa hejtu w ministerstwie sprawiedliwości w ogóle nie wpłynęła na notowania PiS, ba - on raczej rosną. Jak pisze na łamach "Rzeczpospolitej" Michał Szułdrzyński, jeszcze dwie afery... i PiS będzie mieć większość konstytucyjną.

"Żarty żartami, ale zjawisko to jest rzeczywiście ciekawe. PiS udaje się wciąż przekonywać wyborców, że choć zdarzają mu się większe i mniejsze wpadki oraz skandale, to że jednak ich partia jest gwarancją pomyślnego życia obywateli" - pisze publicysta.

Publicysta zwraca też uwagę, że może to mieć związek z rosnącą popularnością samego prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.

"Może to mieć związek z jeszcze innym fenomenem. Od kilku miesięcy mamy bowiem do czynienia z nieustanną wspinaczką Jarosława Kaczyńskiego w rankingach zaufania. Według najnowszego znajduje się on już na trzecim miejscu tego zestawienia. Nadal więcej Polaków mu nie ufa, niż ufa, ale jego noty wyraźnie rosną. Być może dla wielu wyborców to on jest gwarantem „dobrej zmiany".

Zgodnie z zasadą dobry car i źli bojarzy, po każdej aferze Kaczyński wychodzi zwycięsko jako lider obozu, który potrafi wyciągać surowe konsekwencje wobec polityków, którzy zawiedli jego i opinię publiczną" - pisze.

Autor sądzi też, że za rosnące notowania PiS mogą też odpowiadać wielkie kłopoty opozycji z jej wiarygodnością. W ocenie publicysty nawet jeżeli wyborcy oburzają się na różne błędy, niedociągnięcia czy afery w PiS, to nie wierzą, by opozycja mogła cokolwiek zrobić lepiej.

bsw/Rzeczpospolita