Od lat przekonywałem środowiska polonijne, w tym kluby „Gazety Polskiej”, że musimy zmienić formy działania. Do końca rządów Platformy Obywatelskiej kluby mogły kontestować placówki dyplomatyczne, polskie instytucje państwowe itd.

Było wiadomo, że tam ich wiele dobrego nie spotka. Mimo to nakłaniałem do współdziałania z innymi organizacjami polskimi, ale także niepolskimi, spokrewnionymi ideowo lub realizującymi w danym momencie wspólne cele. Duży nacisk kładłem na zakładanie fundacji i stowarzyszeń przy klubach. Muszę przyznać, że początkowo w wielu środowiskach, również w śród niektórych klubowiczów, nie spotkało się to z uznaniem. Zachęta do bardziej cywilizowanego zbierania pieniędzy niż składka do kapelusza, organizowania biur była odbierana jako próba jakiegoś fi nansowego matactwa. Dopiero kiedy udało się zdobyć pierwsze dotacje na ważne cele społeczne, wiele osób zrozumiało, o co chodzi. Zanim to odniosło skutek, od osób, które chciały nas rozbijać, musiałem się o sobie nasłuchać albo naczytać strasznych rzeczy. Notabene dla prowadzonych przeze mnie mediów nie oznaczało to korzyści fi nansowych. Nierzadko musieliśmy w taki czy inny sposób wspierać te działania. Fakt współpracy z polskimi władzami czy placówkami dyplomatycznymi oceniano jako koniunkturalizm albo zdradę. Wielu Polaków mieszkających za granicą

nie mogło przyzwyczaić się do innej sytuacji, tym bardziej że zmieniała się ona za wolno. Ataki na mnie i „Gazetę Polską” z tego powodu drukowało wiele mediów podających się za prawicowe. Do prawdziwego wrzenia doszło, gdy zacząłem zachęcać, by w sprawach rosyjskiej agresji występować wspólnie z Ukraińcami (ale nie banderowcami), Gruzinami czy Litwinami, a w sprawach obrony niektórych istotnych interesów Polski dogadywać się z bardziej racjonalnymi organizacjami żydowskimi. Tu już mnie zidentyfi kowano jako żydo-banderowca (notabene banderowcy byli potwornymi antysemitami). Jeżeli ktoś chce zrozumieć, po co taki wysiłek, powinien zobaczyć, jak Polonia wygrała bitwę o pomnik w Jersey City (poprzednio podobny sojusz zawarto przy wyborze Trumpa). Udało nam się znaleźć tak wspaniałych ludzi jak koordynator klubów „GP” na Amerykę Maciej Rusiński (organizował koncert w Carnegie Hall) i koordynator na USA Tadeusz Antoniak oraz jego żona Aneta (zorganizowali w USA Komitet Obchodów Katynia i Smoleńska). Podjęliśmy współpracę z niektórymi działaczami KPA, w tym z dr. Stanisławem Śliwowskim, a także z bardzo dobrym konsulem w Nowym Jorku Maciejem Gołubiewskim. Broniących pomnika było bardzo wielu. Ale polskie organizacje były przygotowane, wcześniej nauczyły się współpracy. Nauczyły się też sięgać po sojuszników innych narodowości i grup społecznych. Tak się tworzy polskie lobby.

Tomasz Sakiewicz

Gazeta Polska 20/2018, 16 V 2018