26 sierpnia Waszyngton objął sankcjami dziesiątki obywateli Chin i przedsiębiorstw przemysłu obronnego za ich wkład w kontrowersyjny proceder budowania wysp w spornym regionie Morza Południowochińskiego oraz za stosowanie przymusu wobec państw Azji Południowo-Wschodniej. Oświadczenie jest pierwszym przypadkiem zastosowania sankcji wobec Pekinu w związku ze sporną strategiczną drogą wodną, a także wskazuje na Morze Południowochińskie jako kolejne pole bitwy w konfrontacji USA-Chiny.

Bezpośredni praktyczny wpływ tych sankcji będzie prawdopodobnie stosunkowo niewielki. Według Departamentu Handlu Stanów Zjednoczonych, amerykański eksport do spółek notowanych na czarnej liście jest nieznaczny i wyniósł około 5 milionów dolarów w ciągu ostatnich pięciu lat. W związku z tym te przedsiębiorstwa sektora obronnego, do których należą Guangzhou Haige Communications Group, China Communications Construction Company (CCCC) oraz China Shipbuilding Group, pozostaną w dużej mierze nietknięte posunięciem Waszyngtonu.

Sankcje pojawiają się jednak w związku z poważną eskalacją napięć pomiędzy tymi dwoma mocarstwami w następstwie przemówienia sekretarza stanu Mike’a Pompeo, który nakreślił politykę USA w tym regionie. W swoim oświadczeniu z 13 lipca, czołowy amerykański dyplomata odrzucił wszystkie chińskie roszczenia na dużej części Morza Południowochińskiego, uznając je za „całkowicie bezprawne”, tym samym w pełni popierając jednomyślną decyzję międzynarodowego trybunału z 2016 roku w sprawie Filipin przeciwko Chinom z 2013 roku. Zaostrzenie stanowiska Waszyngtonu nie pozostało tylko na papierze, gdyż na początku lipca marynarka wojenna USA wysłała dwa lotniskowce i cztery inne okręty wojenne, aby przepłynęły przez wody, do których prawa roszczą sobie Chiny, co było istotnym pokazem siły skierowanym w chińską armię.

Pekin w żadnym wypadku nie pozostaje bierną stroną w niedawnym konflikcie. Wysłanie Marynarki Wojennej USA zostało powszechnie odebrane jako odpowiedź na chińskie ćwiczenia wojskowe na Morzu Południowochińskim. Pod koniec czerwca wojsko chińskie ogłosiło, że obszar wokół spornych wysp Paracelskich będzie niedostępny dla innych okrętów na czas trwania chińskich ćwiczeń wojskowych, które odbyły się w pierwszych pięciu dniach lipca. Amerykańskie sankcje zbiegły się również w czasie z doniesieniami o wystrzeleniu chińskich pocisków ziemia-powietrze, które uderzyły w obszar Morza Południowochińskiego między terytorium chińskim a Wyspami Paracelskimi. Według gazety South China Morning Post z siedzibą w Hongkongu, pociski, wśród których znalazł się „zabójca lotniskowców”, były ostrzeżeniem wystrzelonym dzień po tym, jak amerykański samolot szpiegowski rzekomo przeleciał w pobliżu odbywających się chińskich manewrów morskich.

Gra jest z pewnością warta świeczki. Sprawowanie kontroli nad Morzem Południowochińskim pod względem znaczenia gospodarczego i bezpieczeństwa jest nie do przecenienia. Z ekonomicznego punktu widzenia, szlaki morskie, które przechodzą przez Morze Południowochińskie, są najbardziej ruchliwym i najważniejszym morskim szlakiem handlowym na świecie, z wartością towarów, które przez nie przepływają, osiągającą około 5 bilionów dolarów rocznie, co stanowi jedną trzecią światowej żeglugi. Jest to nie tylko prawie połowa chińskiego i 6% całkowitego handlu amerykańskiego, ale również 90% importu ropy naftowej przez pozbawione tych zasobów państwa Azji Północno-Wschodniej, takie jak Chiny, Japonia czy Korea Południowa. Po drugie, przypuszcza się, że na dnie morza znajdują się ogromne złoża ropy naftowej i gazu ziemnego, a według ostrożnych szacunków USA jest to nawet 11 miliardów baryłek ropy i 190 bilionów stóp sześciennych gazu ziemnego.

Z wojskowego punktu widzenia, te same szlaki morskie służą również jako ważna arteria dla amerykańskiej marynarki wojennej. Pozwala ona Siódmej Flocie Stanów Zjednoczonych na tranzyt między Oceanem Spokojnym a Indyjskim, a tym samym na utrzymanie gęstej sieci więzów bezpieczeństwa i zobowiązań, którą Waszyngton zbudował w całej Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej.

Spór o Morze Południowochińskie wykracza jednak poza proste czynniki ekonomiczne i wojskowe. Przez wielu postrzegany jest jako ostatni bastion w walce o zachowanie „porządku opartego na zasadach” w Azji Wschodniej, ustanowionego przez Zachód i wspieranego przez mocarstwo amerykańskie. Urzeczywistniający wartości takie jak zobowiązanie do przestrzegania prawa międzynarodowego, sprzeciw wobec jednostronnej ekspansji terytorialnej i zachowanie szlaków morskich jako globalnych dóbr wspólnych, zasady te są coraz częściej kwestionowane przez rewizjonistyczne mocarstwa, takie jak Chiny czy Rosja, które dążą do powrotu do dziewiętnastowiecznych stref wpływów. Wielu zachodnich polityków i analityków uważa, że tylko w takim porządku region Morza Południowochińskiego może pozostać „otwarty, wolny, bezpieczny i dostatni”.

Chiny dobrze zdają sobie sprawę z tej wagi. W ramach linii demarkacyjnej „dziewięciu kresek” (nine-dash line), roszczą sobie prawa do praktycznie całego Morza Południowochińskiego, mimo sprzeciwu swoich południowo-wschodnich sąsiadów, m.in. Malezji, Filipin i Wietnamu, którzy również mają roszczenia morskie co do tego obszaru. Aby umocnić swoje postulaty w zakresie suwerenności, w ciągu ostatniej dekady Pekin rozpoczął imponującą inicjatywę budowania sztucznych wysp, stawiając placówki wojskowe na spornych rafach, jednocześnie rozmieszczając pociski i sprzęt zagłuszający, celem zakwestionowania działań obcych marynarek wojennych w tym regionie. Państwo Środka nie kryje się również z jawnym zastraszaniem roszczeniowych państw za pośrednictwem swojej straży przybrzeżnej i chińskich milicji morskich, celem przekazywania mu praw do zasobów morskich, przykładowo, zmuszając Wietnam do odwołania kilku operacji wiertniczych na spornych obszarach.

Stany Zjednoczone stały się głównym międzynarodowym graczem, który zakwestionował chińskie próby zmiany stanu rzeczy na Morzu Południowochińskim. Oskarżając Pekin o militaryzowanie tego obszaru i zastraszanie sąsiadów, Waszyngton wielokrotnie wysyłał swoje okręty wojenne, by przepłynęły przez to morze w operacjach w ramach tzw. swobody żeglugi, mających na celu zapewnienie swobody przepływu na wodach międzynarodowych. Począwszy od przepłynięcia amerykańskiego niszczyciela USS Lassen w pobliżu raf Subi i Mischief w 2015 r., operacje te stały się regularnym i bardzo irytującym Chiny przedsięwzięciem, które postrzegają jako atak na ich suwerenność.

Chociaż polityka ta została po raz pierwszy przyjęta w ostatnich latach kadencji Obamy, po objęciu przez Donalda Trumpa urzędu prezydenta, liczba patroli Marynarki Wojennej USA w pobliżu spornego regionu znacznie wzrosła. Nowa administracja przyjęła znacznie ostrzejsze stanowisko antychińskie niż jej poprzednicy i postrzegała spór o Morze Południowochińskie jako kolejne narzędzie nacisku na Państwo Środka, połączone z rozpoczęciem wojny handlowej i krucjaty przeciwko chińskiemu gigantowi telekomunikacyjnemu Huawei. W związku z tym, zgodnie z danymi opublikowanymi przez amerykańską Flotę Pacyfiku w 2019 r., Stany Zjednoczone rozpoczęły rekordową liczbę dziewięciu operacji dot. swobody żeglugi na terytoriach do których prawa rości sobie Pekin, co budzi obawy przed potencjalnymi starciami.

Wzrost napięć między USA a Chinami na Morzu Południowochińskim może mieć również podłoże krajowe. Ostatnie działania Waszyngtonu mają miejsce w trakcie amerykańskiej kampanii prezydenckiej. Republikanie obrali spór z Chinami jako jedną z głównych linii ataku przeciwko kandydatowi demokratów i byłemu wiceprezydentowi Joe Bidenowi, mając nadzieję na wykorzystanie rosnącej świadomości, że ekspansjonistyczne ruchy Chin w regionie Azji i Pacyfiku wymagają zdecydowanej reakcji. Eskalacja może stanowić pożywkę dla starań prezydenta Trumpa o reelekcję, wzmacniając jego mandat oparty na twardej polityce wobec Chin przed 3 listopada, jednocześnie pozwalając na przedstawianie swojego przeciwnika jako zbyt łagodnego wobec Chin w porównaniu z nim.

Tekst pierwotnie ukazał się na łamach „Dziennika Związkowego” i „Polish Express”.

Autor: Waldemar Jaszczyk – absolwent studiów licencjackich o kierunku historia i stosunki międzynarodowe w King’s College London, obecnie kontynuuje studia magisterskie na kierunku stosunków międzynarodowych w ramach podwójnego programu studiów w London School of Economics and Political Science i Uniwersytecie Pekińskim. Główne obszary zainteresowań to bezpieczeństwo energetyczne, stosunki polityczne i gospodarcze w Azji Północno-Wschodniej


 

Artykuł pierwotnie ukazał się na stronie think tanku Warsaw Institute.

 

[CZYTAJ TEN ARTYKUŁ]