Jeżeli ktoś w świecie futbolu zasługuje na miano człowieka wiary, z pewnością jest to trener reprezentacji Portugalii.

Odnosi się to tak do sfery religijnej, jak i tej ogólnej, metaforycznej. Santos mimo początkowych niepowodzeń swojej drużyny stale wierzył w końcowy sukces. Co więcej, nie ukrywał, że przyszłą wygraną na Euro chce zadedykować Jezusowi. 

Portugalczycy zaczęli turniej bardzo słabo, remisując dwa pierwsze mecze z Islandią i Austrią. Również ostatni mecz grupowy nie szedł po ich myśli. Przez długi czas przegrywali i ostatecznie jedynie zremisowali 3:3 z Węgrami. Ostatecznie jednak udało im się awansować do fazy pucharowej, gdzie pokonali wszystkich rywali, tracąc zaledwie jedną bramkę (w meczu z Polską).

Po tym jak osiągnął największy sukces w historii portugalskiego futbolu, Santos został określony przez prezydenta tego kraju jako "człowiek wiary". To określenie wyjątkowo do niego pasuje. Po zdobyciu mistrzostwa trener mówił, że nie może się doczekać, aż wróci do domu i spotka się "ze swoim Przyjacielem i Jego Matką". Miał tu na myśli Jezusa i Maryję. 

Jak wyznawał w jednym z wywiadów, najbardziej lubi się modlić przed tabernakulum, a ideałem jest dla niego modlitwa w sanktuarium w Fatimie, gdzie jako dziecko często pielgrzymował z rodzicami. Nie ukrywa też, że dzień zaczyna zawsze od modlitwy i lektury Pisma Św. 

Co ciekawe, Santos w swoim kraju jest animatorem kursów przedmałżeńskich. Prowadzi je na terenie Lizbony. Od lat uczestniczy też w spotkaniach różnych grup religijnych. 

emde/pch24.pl