Portal Fronda.pl: Aneksja Krymu z perspektywy czasu była dobrym posunięciem Kremla, z punktu widzenia imperialnej polityki Rosji?

Jarosław Sellin, PiS: Myślę, że na dłuższą metę nie było to dobre dla Rosji przedsięwzięcie. Pomijając wojnę na Bałkanach po raz pierwszy od ćwierćwiecza w Europie w tak bezpardonowy sposób złamano prawo międzynarodowe. Moskwa naruszyła integralność terytorialną innego państwa, dokonując bezprawnego zaboru. To rzecz, która będzie raną w europejskiej i światowej polityce przez wiele lat. Rosja będzie miała z tym problem: jak wrócić do współpracy międzynarodowej mając za sobą takie akcje, jak siłowe oderwanie kawałka terytorium sąsiedniego państwa i przyłączenie do własnego?

Sami Krymczanie mogą być zadowoleni z tego, co działo się przez ostatni rok? Według części źródeł bardzo niewiele osób świętowało na półwyspie rocznicę aneksji.

Niewiele wiemy na temat tego, jak wyglądają prawdziwe nastroje mieszkańców Krymu. Jest tam rzeczywiście wielu etnicznych Rosjan, których część, jak sądzę, cieszyli się z przyłączenia półwyspu do Federacji. Nie wiemy ilu jest niezadowolonych z aneksji. Niewątpliwa jest kontestacja tego faktu przez Tatarów krymskich i miejscowych, etnicznych Ukraińców. Krym jest teraz terytorium zarządzanym w swoisty wojenny sposób, bardzo zmilitaryzowanym, w którym lokalna władza ma niewiele do powiedzenia. Nie da się sprawdzić nastrojów społecznych, bo nie ma możliwości przeprowadzenia uczciwych badań. Sygnalizowany jest strach ludzi przed wyrażaniem własnej opinii. Nie można już jawnie zademonstrować swojego ukraińskiego patriotyzmu ani wyeksponować ukraińskiej symboliki państwowej. To jest związane z dużym ryzykiem. Bez wątpienia społecznością krymską nie jest społecznością wolną.

Aneksja Krymu i zajęcie Donbasu doprowadziły do destabilizacji Ukrainy, na czym Rosji niewątpliwie zależało. W ocenie pana posła Moskwa na tym poprzestanie, czy należy się raczej spodziewać w najbliższym czasie nowej ofensywy?

Rosja jest na pewno zainteresowana zatrzymaniem procesu dryfowania Ukrainy w kierunku Zachodu, a zwłaszcza wejściem do Unii Europejskiej oraz, przede wszystkim, do NATO. Oderwanie Krymu i stworzenie tak zwanego zamrożonego konfliktu w Donbasie, na wzór Naddniestrza, Abchazji, Osetii Południowej czy Górnego Karabachu, powoduje, że Ukraina ma problem z wejściem w jakiekolwiek struktury międzynarodowe. Żadna struktura nie ma ochoty przyjmować państwa z zamrożonym konfliktem, bo musiałaby wtedy w ten konflikt aktywnie się włączyć i dążyć do jego rozwiązania. Zamrożony konflikt to metoda, jaką Rosjanie stosują wobec wielu krajów. Na przykładzie Gruzji, Azerbejdżanu, Armenii czy Mołdawii widać, że jest to niestety metoda skuteczna.

Myślę jednak, że Rosja nie zrezygnuje też z próby podporządkowania sobie całej Ukrainy. Utrzymywanie niestabilności tego kraju, podtrzymywanie konfliktu wojennego, ma w dłuższej perspektywie doprowadzić do wymęczenia narodu ukraińskiego i do odwrotu od linii prozachodniej. Sądzę, że Rosja marzy w przyszłości o jakimś swoistym antymajdanowym Majdanie, o wzbudzeniu w narodzie ukraińskim prorosyjskich tendencji. Przypuszczam, że to się jednak nie uda. To, co dzieje się w ostatnim czasie na Ukrainie to, można powiedzieć, chrzest bojowy ukraińskiej świadomości narodowej i patriotyzmu. Te tendencje raczej się umacniają, a nie osłabiają. Rosja w dłuższej perspektywie Ukrainę straci. Nie tylko w sensie formalnym, politycznym, ale również świadomościowym. Ukraińcy, nawet ci, którzy w ostatnich latach mogli jeszcze przypuszczać, że tworzą z Rosjanami pewną wspólnotę kultury, historii i języka, widzą, że wspólnota ta się rozrywa. Przez agresję wzrasta niechęć do Rosji. Dlatego, jak sądzę, czas pokaże, że Rosja także w tym wymiarze popełniła błąd.

Aneksja Krymu i zajęcie Donbasu zmieniły układ sił w regionie. Czy widać już, by Sojusz Północnoatlantycki podejmował poważne kroki, by poradzić sobie z tym problemem?

Dramat polega na tym, że Rosja zaczyna traktować Krym tak samo jak okręg królewiecki, chce przekształcić półwysep w jedną wielką bazę militarną. Miejsce, które w naturalny sposób powinno przyciągać turystów, ma teraz odgrywać punktu wyjścia dla rosyjskiej kontroli basenu Morza Czarnego i aktywniejszego wyjścia w rejon całego basenu Morza Śródziemnego. Jest wielkim nieszczęściem, że Rosję interesuje wyłącznie militarna i polityczna rywalizacja z sąsiadami, a nie choćby przyciąganie na Krym turystów. Musimy w przyszłości liczyć się z tym, że półwysep stanie się po prostu wielkim lotniskowcem, wyrzutnią rakietową czy bazą okrętów wojennych – tak samo, jak okręg królewiecki. Taka militaryzacja Krymu to poważny problem dla całej społeczności międzynarodowej.

Ta militaryzacja oznacza też wymierny wzrost zagrożenia dla Polski?

Ze względu na technologię wojskową Rosji militaryzacja Krymu stanowi zagrożenie dla wszystkich. Wyrzutnie rakietowe, które mogą zostać tam zainstalowane, mogą objąć swoim zasięgiem pół Europy. Wszyscy musimy się po prostu skonfrontować z tym, że Krym będzie coraz bardziej zmilitaryzowany.

Rozmawiał Paweł Chmielewski