Portal Fronda.pl: Czy Polska dysponuje instrumentami, które pozwolą jej na odrzucenie planów Komisji Europejskiej o rozmieszczeniu nad Wisłą łącznie ponad 11 tysięcy uchodźców?

Jarosław Sellin, PiS: Oczywiście, że tak. Komisja Europejska, a zwłaszcza jej szef, nie mają żadnych uprawnień do narzucania państwu polskiemu jakichkolwiek kwot przyjmowania uchodźców czy imigrantów. Polityka imigracyjna jest suwerenną częścią polityki państw należących do Unii Europejskiej. Dlatego szef KE, Jean-Claude Juncker, wybiega przed szereg i naciąga prawo w tej sprawie.

Spodziewa się pan poseł, że rząd pani premier Ewy Kopacz będzie szczerze oponował planom Komisji Europejskiej, czy ostatecznie przyjmie wszystko jak leci?

Od dłuższego czasu domagamy się od rządu oraz od pani premier precyzyjnej informacji na temat tego, jak ma wyglądać długofalowa polska polityka imigracyjna, w tym polityka wobec uchodźców. Czy Polska jest przygotowana na ich przyjęcie? Na co nas stać? Gdzie mają mieszkać uchodźcy? Do jakich szkół będą chodzić ich dzieci? Czy jest opracowana polityka umożliwienia im powrotu po zakończeniu działań wojennych? Gdy wojna w ich ojczyźnie się skończy, wielu będzie chciało, być może, powrócić. Niestety, rząd nie udziela odpowiedzi na te pytania. Nie jest w stanie wypracować żadnej spójnej polityki imigracyjnej. Uciekając od odpowiedzialności za tę sprawę próbuje odpowiedzialność rozmyć, na przykład dziwnymi propozycjami spotkań liderów partii. Przecież w Polsce nie rządzą liderzy partii, tylko konkretny rząd z konkretnym premierem na czele. Domagamy się też informacji, jakie polski rząd podjął zobowiązania w sprawie uchodźców. Panuje tu całkowity chaos. Na początku była mowa o 2000 osób, później o 2200, dziś już o 10 000. Nie wiadomo, czy mają być to dobrowolne decyzje, czy też narzucone? A może narzucone, ale sprzedawane tak, jak gdyby były dobrowolne? Niczego nie wiemy na ten temat.

Polska powinna akceptować zobowiązanie do przyjęcia ponad 11 tysięcy uchodźców, czy należy to raczej kategorycznie odrzucić? A może trzeba się zgodzić, ale oczekując zarazem konkretnych, korzystnych dla Polski ustępstw w innych sprawach?

Uważamy, że uchodźcom, którzy uciekają od wojny, tortur, burzenia ich domów, należy pomagać. Każdy kraj musi jednak sam ocenić, w jakiej skali jest w stanie pomóc. Dochodzi do tego drugi problem: czy ludzie, którzy wlewają się teraz do Europy, to na pewno uchodźcy wojenni? W Syrii, Iraku, Afganistanie czy Erytrei rzeczywiście toczy się wojna, jednak czy naprawdę wszyscy ludzie, którzy przybywają do Europy, byli zagrożeni śmiercią? Do tego tłumu przyłączają się także ci, którzy mają intencje wyłącznie ekonomiczne i wcale nie byli prześladowani ani nie spotkało ich nigdy żadne nieszczęście. Chcą po prostu żyć na wyższym poziomie. Nakłada się na to wszystko dodatkowo nieodpowiedzialna polityka Niemiec, które jakiś czas temu ogłosiły publicznie, że przyjmą wszystkich uchodźców z Syrii. Było to po prostu zaproszenie, by ludzie opuszczali obozy dla prześladowanych znajdujące się na przykład w Turcji i jechali do Niemiec. Polska powinna w tej sprawie wypracować suwerenną decyzję. Trzeba w jakiejś mierze pomóc uchodźcom wojennym, pilnując zarazem, by do kraju nie dostawali się imigranci ekonomiczni, a tym bardziej jacyś niebezpieczni terroryści. Węgierskie media podają już przecież, że rozpoznano kilku imigrantów, którzy dali się sfotografować na ternie Europy, a kilka lat wcześniej paradowali na Bliskim Wschodzie na terenach ogarniętych wojną w szeregach Państwa Islamskiego i innych podobnych organizacji. Problem jest naprawdę skomplikowany i Polska powinna wypracować bardzo precyzyjną odpowiedź: kogo i z jakich państw chcemy przyjąć, jakiej struktury społecznej, a nawet jakiej struktury wyznaniowej. Nie można mówić, że to jakaś selekcja. Jeżeli poważne państwa jak przed laty Stany Zjednoczone, Niemcy, Wielka Brytania, Australia czy Kanada podejmowały decyzję o otwarciu się na lekarzy, inżynierów czy robotników fizycznych, to czy ktoś krzyczał wówczas, że idzie o selekcję? Nie, to normalna polityka imigracyjna, do której każde państwo ma prawo.

Teoretycznie istniejące państwo polskie będzie zdolne do wypracowania takiej konkretnej polityki, czy spodziewa się raczej pan poseł popełnienia poważnych błędów, z których skutkami będzie musiał borykać się przyszły rząd?

 Na razie widzę chaos. Nie wiemy niczego, rząd nie jest w stanie przedstawić opinii publicznej żądnej precyzyjnej informacji. Unika także debaty w Sejmie, a to właśnie miejsce, gdzie sprawa powinna zostać gruntownie zaprezentowana i skonfrontowana z oceną różnych środowisk politycznych. Opinia publiczna powinna właśnie z Sejmu dowiedzieć się, co planuje rząd i jakie decyzje już podjął. Dostrzegam też kompleks i strach przed tym, że źle o nas piszą, bo opieramy się i mówimy, że powinna zostać utrzymana zasada dowolności kształtowania polityki imigracyjnej. Krzyki, że nie jesteśmy solidarni, wywierają na obecnym rządzie duże wrażenie i pojawia się dążenie do tego, by ustąpić. Tymczasem nie ma żadnego powodu, by ustępować pod taką presją. Najważniejszy jest nasz narodowy interes. Z tezami o braku solidarności można z kolei naprawdę bardzo twardo polemizować. Wystarczy powiedzieć o tym, że Niemcy z Rosją kładą ponad naszymi głowami, bez żadnej solidarności z Europą, rury na dnie Bałtyku. Można też sięgać głębiej i pytać o solidarność wobec Polski po roku 1945, kiedy Polska została prze Zachód po prostu sprzedana. Problemem jest jednak miękkość tego rządu. Przez ostatnie lata, zresztą według słów samych polityków PO, mieliśmy do czynienia z płynięciem w głównym nurcie. Ktoś ten nurt wyznacza – w ostatnim czasie głównie Niemcy. Dlatego gdy teraz Niemcy czegoś mocno się domagają, to można mieć obawy, że rządzące obecnie środowisko polityczne ustąpi. Do tego jest przecież przyzwyczajone: że Niemcom trzeba ustępować. 

Rozmawiał Paweł Chmielewski