Dyrektor generalna EBU, Ingrid Deltenre powiedziała, że jest przerażona (dismayed)) decyzją prezydenta dodając, że ukryty cel reformy to przekształcenie radia i telewizji w narzędzie służące rządowi, a nie obywatelom.

 

Jeszcze ostrzej wyraził się prezydent EBU Jean Paul Philippot:  "ta decyzja ma niszczący wpływ na wartości mediów publicznych, które pełnią kluczową rolę w wyrażaniu pluralizmu społeczeństwa.

 

Rzekomo zatroskanej o wyrażanie pluralizmu społeczeństwa EBU nie przeszkadzały przeprowadzane za koalicji PO-PSL czystki w publicznych mediach prowadzące do usunięcia niemal wszystkich dziennikarzy różniących się poglądami z rządem. Nie interesowało jej bicie rekordów stronniczości przez tych których zostawiono, jak Karolina Lewicka która, jak ktoś policzył,  w ciągu 16-minutowego wywiadu przerywała premierowi Glińskiemu 50 razy.

 

Szefostwo EBU, które nie ma zielonego pojęcia o polskich mediach i polskich sprawach zamyka oczy na to co ma przed samym nosem, tj. na skandaliczne przemilczenie przez niemieckie media publiczne (i nie tylko) fali zbiorowych napaści i gwałtów dokonywanych w niemieckich miastach podczas sylwestrowej nocy przez muzułmańskich imigrantów. Służalcze media publiczne (i nie tylko) chroniły w ten skandaliczny sposób obłąkaną politykę imigracyjną swojego rządu całkowicie lekceważąc prawa,  interesy i bezpieczeństwo współobywateli.

 

Sprawa jednak ma znacznie szerszy wymiar, ponieważ niemieccy politycy przyznali sobie prawo do gwałcenia zasad całej unijnej polityki imigracyjnej oraz do narzucenia tych niosących śmiertelne zagrożenie rozwiązań innym krajom Unii. Tego irracjonalnego i w gruncie rzeczy samobójczego bezprawia i gwałcenia demokracji nie sposób wyjaśnić inaczej, jak tym, że spragnione woli mocy Niemcy po dziesiątkach lat postu, poczuły się jak kiedyś narodem panów nie podlegającym  zasadom obowiązującym innych. Są oczywiście różnice: wtedy Niemcy narzucały swoją wolę w imię narodowego socjalizmu, obecnie czynią to w imię multikulturalizmu. Niemieckie interesy gospodarcze pozostały bez zmian.

 

Niemieckie media, tak chętnie i bezpodstawnie wytykające Polsce brak demokracji, z lojalnością przypominającą czasy "Volkischer Beobachter" i "Neues Deutschland" poparły tę bezprawną i hegemonistyczną politykę niemieckiego rządu skierowaną zarówno przeciw własnym obywatelom i sąsiednim państwom.

 

Ingrid Deltenre nie obchodzi kompromitująca postawa mediów niemieckich, które może sama śledzić na bieżąco. Martwi się natomiast o polskie media,  o których ze względu na barierę językową nie ma zapewne zielonego pojęcia.  Tym bardziej że martwi się i wydaje oświadczenia z wyprzedzeniem, na podstawie własnych projekcji, nie wiedząc jak będą one funkcjonowały po reformie, jak wiadomo rozłożonej na dwa etapy, ignorując zaś to co niemieckie media już zrobiły dla dezinformowania społeczeństwa. Z góry zakłada, że polskie media po reformie będą służyć rządowi, a nie obywatelom; zamyka oczy na ewidentny, istniejący serwilizm mediów niemieckich.

 

Nietrudno domyślić się, że wpływy tych serwilistycznych publicznych nadawców niemieckich w EBU mogą łatwo przekładać się na oficjalne stanowisko tej organizacji. Nietrudno też zgadnąć w jakim duchu mogli wypowiadać się dotychczasowi przedstawiciele polskich mediów publicznych w EBU.  Takie mechanizmy mogą tłumaczyć zorkiestrowane antypolskich głosy niemieckich polityków, niemieckich mediów i Europejskiej Unii Nadawców. Metody orkiestracji takich propagandowych głosów są żywcem ściągnięte z analogicznych chórów dyrygowanych przez Willy Münzenberga,  niemiecko-sowieckiego propagandysty z czasów Lenina i Stalina.

 

Kierownictwo EBU z pewnością nie rozumie jeszcze jednej, najważniejszej rzeczy - że ostatnie wybory są faktycznie dokonaną za pomocą kartki wyborczej demokratyczną rewolucją, wybijaniem się na niepodległość, uwolnieniem z pokładów kłamstwa i zła ukrywanego przez ponad ćwierć wieku za fasadą III RP, fasadą podtrzymywaną właśnie przez zakłamane media.

 

Dlatego pani Deltenre, Panu Philippotowi oraz niemieckim politykom i dziennikarzom warto zadedykować fragment piosenki z czasów powstania "Solidarności" odpowiadającej na zamiary niemieckich komunistów z Niemieckiej Republiki (a jakże) Demokratycznej przyjścia z "bratnią pomocą" by zdusić wolnościowy zryw Polaków i przywrócić "demokrację":

 

Niech się gazeta ‘Neues Deutschland’

Wstrzyma z wstępniakiem o ‘pomocy’

Bo tu są ludzie, którzy jeszcze

Budzą się z krzykiem w środku nocy

 

Przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał

Wrogów poszukam sobie sam

Dlaczego kurwa mać, bez przerwy

Poucza ktoś, w co wierzyć mam?

 

Dekoracje się zmieniły, ale chęć niesienia "pomocy" i "demokracji" za Odrą wciąż ta sama... EBU lepiej by zrobiło powstrzymując się od współuczestnictwa w takich praktykach.

Grzegorz Strzemecki