W zorganizowanym przez Donalda Tuska proteście udział wziął również siostrzeniec premiera, znany z aktywności w przedsięwzięciach środowisk LGBT Franek Broda. Wobec aktywisty interweniować musiała policja po tym jak zapalił on racę.

Dziennikarze „Wprost” rozmawiali wczoraj z Frankiem Brodą, który wziął udział w warszawskim proteście przeciwko czwartkowemu orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego. Siostrzeniec premiera podkreślił, że na protest przyszedł chcąc zamanifestować swój sprzeciw wobec rzekomych planów opuszczenia Unii Europejskiej, nie zaś aby wyrazić poparcie dla Donalda Tuska. Przekonywał, że pojawiło się wiele osób z różnych środowisk, które chciały zamanifestować, że Polska jest częścią UE.

- „Donald Tusk mówi samymi ogólnikami. Nie widzę z jego strony żadnego działania”

- wskazał.

- „Donald Tusk nie jest dla nas żadną gwarancją. Jesteśmy tutaj jako Polacy, a nie zwolennicy kogoś. Protestujemy i nie damy się”

- dodawał.

Dziennikarz OKO.Press Krzysztof Boczek poinformował natomiast o policyjnej interwencji wobec Franka Brody. Policjanci musieli zareagować, kiedy ten odpalił racę. Sam aktywista skarżył się natomiast na jego zdaniem agresywne zachowanie funkcjonariuszy.

- „Policja się na mnie rzuciła, powaliła mnie na ziemię, zgarnęli mnie na bok, skuli mnie, zaczęli mnie kopać. Skuli mnie kajdankami”

- opowiadał siostrzeniec premiera.

kak/Wprost.pl