Chodzi o sprawę skazanego czy „inne czyny seksualne” wobec ministrantów – na razie nie prawomocnie – proboszcza z Tarchomina ks. Grzegorza K. Informacje o tym, że może on dopuszczać się molestowania seksualnego przekazał do kurii już 1 kwietnia 2011 roku psycholog Marek Sułkowski, który prowadził terapię jednego z wykorzystywanych seksualnie ministrantów. Kuria uznała ją za niewiarygodną, wyjaśniła wewnętrznymi kanałami, i nie podjęła działań.

Do decyzji nie skłonił jej także – fakt, że nieprawomocny – wyrok sądowy. Przez pół roku po jego zapadnięciu ksiądz nadal pełnił swoją funkcję. Dlaczego tak się stało? Ks. Wojciech Lipka wyjaśniał, że przyczyną braku działań był fakt, że „były to czyny dawne, z roku 2001, zatem nieaktualne”. - Gdyby były aktualne, reakcja byłaby natychmiastowa – stwierdził. Nie bez znaczenia miało być również to, że – jak podkreślał ks. Lipka - „wyrok został zaskarżony i nie jest prawomocny. Te zarzuty mają się nijak do materiałów”. Skazany duchowny został odwołany dopiero po interwencji dziennikarzy TVN24.

Postępowanie w tej sprawie budzi obawy o jego zgodność z zasadami wprowadzonymi przez Stolicę Apostolską. Troska o dobre imię oskarżonego (ważna) nie może bowiem oznaczać wystawiania dzieci i młodzieży na niebezpieczeństwo przebywania z mężczyzną, który – jeśli wyrok okaże się prawdziwy – nie jest w stanie panować nad sobą. A zasady Stolicy Apostolskiej też są jasne. Wystarczy podejrzenie do zawieszenia. Inne procedury podejmowane są po wyroku lub uwiarygodnieniu się podejrzeń. I w tej sprawie kuria, jeśli chce zachować wiarygodność, będzie musiała przedstawić naprawdę mocne argumenty na swoją obronę. Lekceważące i wymijające odpowiedzi kanclerza Kurii tylko ją pogrążają.

TPT/Tvn24.pl