Anders Breivik, który w 2011 roku zamordował 77 osób, daje się we znaki służbie więziennej. Jest bardzo miły i przyjacielski, a to, w połączeniu z brakiem skruchy, wprawia strażników w ogromną konsternację. 

Jak pisze portal „VG”, na który powołuje się serwis „Moja Norwegia”, strażnicy więzienni wymieniają wiele przyczyn, dla których pilnowanie Breivika jest ogromnie wyczerpujące. Mężczyzna bowiem nie żałuje zbrodni, którą popełnij.

I choć w tym względzie zdaje się być całkowicie odczłowieczony, to na pozór sprawia wrażenie całkiem miłej osoby. Jest uprzejmy, wdzięczny i przyjacielski, ale zarazem całkowicie pochłonięty swoją „misją”. Wciąż opowiada o tym, jak postrzega porządek świata.

Służba więzienna narzeka też, że bardzo ciężko jest kontrolować ogromne ilości listów, które Breivik pisze i odbiera.

By nie popaść w rutynę i nie doprowadzić do zbytniego przyzwyczajenia się straży do więźnia, Breivik jest często przenoszony do innego zakładu. Trzeba też zmieniać personel, który go strzeże.

Masowy morderca nie może zostać poddany całkowitej izolacji, a z drugiej strony wszelkie jego kontakty ze światem są po prostu groźne. Czy w tej sytuacji rozsądniejsze nie byłoby rozwiązanie ostrzejsze niż kara pozbawienia wolności?

Warto pamiętać, że choć Kościół katolicki zasadniczo nie zaleca kary śmierci i uważa ją za zwykle niepotrzebną – to zarazem jej całkowicie nie potępia. 

bjad/mojanorwegia.pl