Jacek Nizinkiewicz, dziennikarz "Rzeczpospolitej", który niedawno "zasłynął" fake newsem o zamknięciu szpitala na Szaserów (było to w okresie, gdy w placówce medycznej przebywał prezes Prawa i Sprawiedliwości, Jarosław Kaczyński. Przyczyną zamknięcia szpitala był, jak się potem okazało, fałszywy alarm bombowy), a później chwalił się, że wywołał "wściekliznę pis-owskich trolli", stwierdził, że jego telefon jest na podsłuchu.
Jak napisał na Twitterze, podczas rozmowy telefonicznej "ze znanym i ważnym politykiem międzynarodowym" na temat ustawy o Instytucie pamięci narodowej, połączenie było przerywane zawsze, gdy padały nazwiska rządzących.
"Smutnych panów z polskich nagrań informuję, że z treścią rozmów i tak zapoznam czytelników, więc daremny trud"- zapewnił Jacek Nizinkiewicz. Wpis dziennikarza był związany ze sprawą zmian w nowelizacji ustawy o IPN. Wczoraj, podczas burzliwego głosowania na zwołanych w trybie pilnym obradach Sejmu, posłowie przegłosowali wycofanie z ustawy zapisów karnych. W ciągu zaledwie jednego dnia nowela przeszła przez izbę niższą i wyższą polskiego parlamentu, a także została podpisana przez prezydenta.
Część internautów obśmiała Nizinkiewicza, powątpiewając w prawdziwość opisanej przez niego historii.
"To ma na pewno coś wspólnego z kręgami zbożowymi i Strefą 51"-żartował narodowiec, Zbigniew Kozłow.
Niektórzy pytali również, czy dziennikarz nie przecenia swojego znaczenia. Z kolei szef Komitetu Wykonawczego PiS zażartował, że Jacek Nizinkiewicz powinien przejść z karty na abonament...
Rozmowa telefoniczna ze znanym i ważnym politykiem międzynarodowym o ustawie o IPN. Kiedy padają nazwiska rządzących rozmowa jest przerywana. I tak za każdym razem.
Smutnych panów z polskich nagrań informuję, że z treścią rozmów i tak zapoznam czytelników, więc daremny trud.
— Jacek Nizinkiewicz (@JNizinkiewicz) 27 czerwca 2018
ajk/Twitter, Fronda.pl