A do tego właśnie posunął się dzisiaj „Super Express” publikując na okładce zdjęcia, po postrzale, prokuratora Mikołaja Przybyła. Leżący, nieprzytomny oficer, krew na podłodze – to jednak o kilka kroków za daleko. Zwiększenie sprzedaży, zaspokojenie najniższych instynktów ludzkich – nie może usprawiedliwiać tego typu zdjęć. I nie przekonują mnie argumenty, że ludzie mają prawo wiedzieć. Wiedzieć nie zawsze i niekoniecznie oznacza widzieć. A do naszej wiedzy o tej śmierci (bardzo trzeba powiedzieć nikłej, bo z każdą godziną więcej tu pytań, niż odpowiedzi) te zdjęcia nie wnoszą nic istotnego. Poza tym, że naruszają pewne kulturowe tabu, prowokują i wykazują się kompletnym brakiem szacunku dla rannego człowieka.

 

Gdy wczoraj widziałem swoich kolegów po fachu biegnących po kamery i aparaty, by zdobyć materiał myślałem, że to tylko „zawodowy odruch Pawłowa”, który choć godny surowej oceny, to przez nich samych po chwili, gdy opadną z nich zawodowe emocje, zostanie także oceniony negatywnie. Teraz – po dobie od tamtego momentu – już wiem, że i operatorzy i fotografowie robili tylko to, czego oczekiwali od nich ich właśnie szefowie, czyli zajmowali się pornografią, z dziennikarstwem nie mającą nic wspólnego. Trudno inaczej ocenić nie tylko nagranie czy sfotografowanie zakrwawionego (a w momencie uwieczniania nikt nie wiedział, czy przypadkiem nie martwego) oficera, ale także opublikowanie jego zdjęcia. We mnie na taką pornografię, podobnie jak na każdą inną, zgody być nie może. Nie wolno też uczynić ze sztuki zadawania trudnych pytań i poszukiwania trudnych odpowiedzi (a i w tej sprawie trzeba takie pytania zadawać) uczynić sztukę publikowania krwawych, niezdrowo podniecających niektórych, obrazków.

 

Tomasz P. Terlikowski

 

Przeczytaj również:

 

Adamski: Zamiast pomóc żołnierzowi, chwycili kamery