Tekst Moniki Olejnik w "Gazecie Wyborczej" trzeba sobie wyciąć i zachować, jako dowód na to co Pani Olejnik napisała o „swoich” 12 czerwca 2015 roku. A napisała m.in. że od roku "żyjemy na beczce prochu", dymisje ministrów są spóźnione, a "przepraszanie Polaków po roku jest śmieszne".

„Pierwszy raz w historii Polski konferencja premiera odbyła się w Boże Ciało, o ósmej rano. Wydawało się, że wtedy Donald Tusk wygłosi coś znaczącego. Nie wygłosił. Kiedy pytałam o dymisje ministrów, część kolegów dziennikarzy była oburzona. Oburzało ich jednak to, że ktoś nagrał, a nie to, co było w środku - pisze Olejnik.

I dalej: „Teraz, kiedy Ewa Kopacz - po roku - dymisjonuje bohaterów nagrań, ci sami dziennikarze wazeliniarze krzyczą, że jest histeryczna. Szkoda, że przez ten rok udawali, że nic się nie stało”.

Jej zdaniem dymisje są spóźnione. Kopacz powinna to zrobić zaraz po objęciu urzędu premiera lub po pierwszej turze wyborów prezydenckich. „Przepraszanie Polaków po roku jest śmieszne. Ogłaszanie dymisji ministrów i niepodawanie, kto będzie na ich miejsce, jest bardzo nieprofesjonalne. Polska przez cały rok jest w dygocie. Pomimo że rozwijamy się gospodarczo, że jesteśmy krajem, który jest podziwiany w Europie - u nas jest"ch..., d... i kamieni kupa", cytując Bartłomieja Sienkiewicza, który tak się wyraził o stanie państwa w restauracji Sowa & Przyjaciele. Gdzie my żyjemy? W państwie, w którym dopiero po wycieku akt z przesłuchań bohaterów i pseudobohaterów podsłuchowych szef rządu podejmuje decyzje? Dlaczego dopiero dziś marszałek Sejmu stracił posadę? Czy to, że został drugą osobą w państwie, to była dla niego kara czy nagroda? „

mm/Gazeta Wyborcza