Paweł Chmielewski, Fronda.pl: W niedzielę 6. października rozpoczął się w Rzymie Synod Biskupów o regionie Amazonii i zamieszkującej go rdzennej ludności. Dlaczego Ojciec Święty zdecydował się zorganizować synod poświęcony właśnie temu obszarowi, choć często dużo poważniejsze problemy ma Kościół katolicki w innych miejscach na świecie?

Ks. prof. Robert Skrzypczak, teolog, duszpasterz akademicki: Bliższa koszula ciału. Jorge Bergoglio był przez wiele lat przewodniczącym CELAM, Konferencji Episkopatów Ameryki Łacińskiej. Problem Amazonii oraz wyzwania społeczne i misyjne tego regionu są mu bliskie. Kościół katolicki w tym regionie bardzo się kurczy. Jest tam wielka mobilizacja wspólnot protestanckich, zwłaszcza pentekostalnych. Druga sprawa to uznawanie Amazonii za pewien model czy paradygmat, który da się rozciągnąć na cały Kościół – taką wizję prezentują zwłaszcza duchowni pochodzenia niemieckiego, którzy w Ameryce Łacińskiej posługują w charakterze biskupów czy misjonarzy. Ten problem jest chyba najbardziej niepokojący.

 

Głównym zagadnieniem synodalnym wydaje się być kwestia celibatu. Zwłaszcza niemieckojęzyczni duchowni podejmują temat ewentualnego zniesienia jego obowiązkowości, początkowo dla Amazonii, później także w innych miejscach świata. Jak ocenia Ksiądz Profesor takie propozycje?

Nie sądzę, żeby celibat miał być czymś przestarzałym. To forma życia samego Chrystusa. Głównym uzasadnieniem celibatu są święcenia kapłańskie. Mężczyzna uczestniczy w kapłaństwie Chrystusa zarówno na poziomie sakramentalnym jak i na poziomie egzystencjalnym. Próbuje utożsamić się z Chrystusem. Ponadto celibat jest znakiem eschatologicznym, antycypacją stanu życia w przyszłości, po Zmartwychwstaniu. To znak życia wiecznego. Jezus mówił, że w tamtym życiu nie będziemy się żenić ani za mąż wychodzić. Będziemy mieć dostęp do miłości, która spełnia wszystkie potrzeby człowieka. Nasze ziemskie miłości, nawet małżeńska czy rodziców do dzieci, nie mogą odpowiedzieć na najgłębszą ludzką tęsknotę. Tę zaspokoić może tylko miłość Boga. Człowiek żyjący w celibacie zwiastuje właśnie tę miłość. Bezżenny kapłan to znak dający nadzieję, że nasze życie nie skończy się tu i teraz.

 

Zwolennicy zmiany praktyki w sprawie celibatu mówią, że podstawowym problemem jest dostęp do Eucharystii. Ich zdaniem jeżeli dla zapewnienia ludom amazońskim możliwości częstego udziału w Eucharystii trzeba poświęcić celibat, to nie ma wyjścia, bo Eucharystia jest największą wartością Kościoła i samym centrum jego życia i misji. Czy to zasadny argument?

Wymowa faktów jest jednoznaczna. 6 października papież otwiera Synod poświęcony Amazonii. Na samym początku główny relator Synodu, kard. Claudio Hummes, proponuje cząstkowe zniesienie celibatu, a także rozszerzenie posług kobiet w Kościele, tak zwanych kobiet-liderek. Jednocześnie w Kościele katolickim w Niemczech 1 grudnia ma rozpocząć się Droga Synodalna. Tam pojawiają się dokładnie te same postulaty, poszerzone jeszcze o rewizję etyki seksualnej i problem nowego podejścia do władzy w Kościele. Oba prądy biją z tego samego źródła, zresztą bynajmniej nie nowego. Na Synodzie Biskupów w 1999 roku dokładnie to samo proponował kardynał Carlo Maria Martini. Postulował nawet zwołanie III Soboru Watykańskiego, który miałby zająć się kapłaństwem kobiet, celibatem, rewizją etyki seksualnej, rewizją pojęcia Kościoła, czyli władzą w Kościele. To postulaty od dawna związane z tak zwanym środowiskiem postępowym. Od co najmniej półwiecza żyjemy w sytuacji narastającego kryzysu. Pojawia się coraz większa przepaść między dwoma stanowiskami teologicznymi: postępowców-progresistów oraz tradycjonalistów-konserwatystów. Ci pierwsi prą do zmian, uważając, że to, co nowe, jest zawsze lepsze od tego, co dotychczasowe; mówią nie tylko o zmianach praktycznych, ale i o nowym paradygmacie teologicznym, o rozumieniu kwestii fundamentalnych dla wiary i funkcjonowania Kościoła. Drudzy uważają z kolei, że postępowcy dążą nie do lepszego rozwijania rozumienia Tradycji i nauczania Kościoła, ale do zlania się Kościoła ze światem. Postulat zmiany praktyki celibatu i wyświęcania viri probati oznacza zresztą zmianę rozumienia sakramentu. Sakrament traktowano dotąd w Kościele jako narzędzie przekazywania łaski Boga, łączenia człowieka z Chrystusem Zmartwychwstałym. Tutaj rozumienie sakramentu jest inne, funkcjonalne. Kapłan staje się kimś „do odprawiania Mszy świętej”, funkcjonariuszem; odbiera mu się znaczenie profetyczne.

 

Po Soborze Watykańskim II przeprowadzono liturgiczną rewolucję; w ostatnich latach na gruncie adhortacji apostolskiej Amoris laetitia przeforsowano – de facto – nowe rozumienie sakramentu małżeństwa; w Niemczech, za zgodą papieża, dopuszczono do Komunii świętej ewangelików. Teraz widzimy wielkie starcie o przyszłość kapłaństwa. Trudno wyzbyć się wrażenia, że mamy do czynienia z kolejnym etapem programu głębokiej protestantyzacji Kościoła katolickiego.

Pan mówi o protestantyzacji Kościoła jako o czymś jednoznacznie negatywnym. Są jednak tacy hierarchowie, którzy uważają ją za kierunek pożądany, to na przykład kard. Reinhard Marx z Monachium czy bp Franz-Josef Overbeck z Essen. Mówi się dziś niekiedy wręcz o potrzebie nowego Lutra. To niezwykle niepokojące.

 

Te prądy przeniknęły już jednak to kościelnych dokumentów. Dokument przygotowawczy do Synodu, Instrumentum laboris, idzie jeszcze dalej, mówi się tam przecież o Amazonii jako o kolejnym źródle objawienia.

Tak. Kto miał okazję bliżej zapoznać się z treścią Instrumentum laboris ten mógł zobaczyć, że podważa się tam cztery fundamentalne dla doktryny katolickiej sprawy. Są to:

- rozumienie Objawienia;

- rozumienie Kościoła;

- rozumienie sakramentów;

- rozumienie władzy w Kościele i nowe pojęcie posługi.

Kościół uczył do tej pory, że Bóg objawia się poprzez historię, przez to, co zrobił z ludem Izraela, a później co stało się przez Chrystusa. Bóg objawia się także poprzez swoje Słowo; przede wszystkim przez Słowo, które stało cię Ciałem, przez Jezusa Chrystusa – jedynego i powszechnego zbawiciela. Natomiast z Instrumentum laboris dowiadujemy się, że to Amazonia może być kolejnym locus theologicus, miejscem objawiania się Boga. Bóg miałby zatem objawiać się przez pierwotny model życia związany z przyrodą i plemiennością. Trybalizm miałby stać się modelem dla rozumienia Kościoła, szamaństwo – dla rozumienia kapłana. W przededniu Synodu w Ogrodach Watykańskich rozegrała się symptomatyczna scena. Papież, kardynałowie i biskupi spotkali się z przedstawicielami ludów Amazonii, także szamanów. Rozłożono rytualny dywan, na nim układając różne figurki, w tym mężczyzny z wielkim fallusem w erekcji. Czy to nowy model kapłana? Czy błogosławieństwo katolickiego kapłana ma zostać zastąpione przez zaklęcia szamana? Co więcej scena z Ogrodów Watykańskich to swoista powtórka: wcześniej w tym roku podobne rzeczy odbyły się w Brazylii, gdzie doszło do przedsynodalnego spotkania biskupów i ludów Amazonii. Szaman błogosławił tam zebranych i skrapiał ich wodą… Gdy te obrazki połączymy z postulatem wyświęcania starszych mężczyzn mających w plemionach autorytet, tak zwanych viri probati, możemy odczuwać bardzo poważny niepokój o przyszłość Kościoła.

 

Czynienie z Amazonii nowego źródła Objawienia wydaje się wręcz zaprzeczać wyjątkowości zbawczej Pana Jezusa. A gdy dodamy do tego słynne słowa z dokumentu z Abu Dhabi, gdzie wespół z Wielkim Imamem papież Franciszek stwierdził, jakoby Bóg chciał istnienia wszystkich religii…

Ten problem był jednym z powodów, dla którego wielu kardynałów uznało Instrumentum laboris za dokument schizmatycki i heretycki. Podobnie uczynił Instytut Plinia Correa de Oliveiry, wielkiego brazylijskiego działacza katolickiego; Instytut zebrał ponad 22 tysiące podpisów, prosząc sekretarza generalnego Synodu, kard. Lorenza Baldisserigo, żeby biskupi mówili o Chrystusie, a nie otwierali się na synkretyzm. Przed heretyckimi propozycjami w Instrumentum laboris przestrzegali kardynałowie Walter Brandmüler, Gerhard Müller, Robert Sarah, Raymond Leo Burke czy Jorge Liberato Urosa Savino. To co proponuje z jednej strony Synod Amazoński, a z drugiej Droga Synodalna w Niemczech, może doprowadzić w ich ocenie do całkowitej sekularyzacji Kościoła, zmieniając znaczenie pojęć kluczowych dla depozytu wiary.

 

Obecna sytuacja w Kościele katolickim każe myśleć z wielkim zatrwożeniem o literackiej wizji wyrażonej przez Władimira Sołowjowa w „Antychryście”. Czy Ksiądz Profesor dostrzega dzisiaj zagrożenie pojawienia się antychrysta?

Tak, dostrzegam. Kilka lat temu silnie zajmowałem się rozpoznaniem figury antychrysta, także tego obecnego w dziele Sołowjowa. W ostatnim czasie zwróciło moją uwagę, że w przeciągu zaledwie kilku tygodni szereg kardynałów powołał się na figurę antychrysta, wyrażając niepokój dotyczący tego, co dzieje się w Kościele. Najmocniej zabrał głos arcybiskup holenderskiego Utrechtu, kard. Willem Eijk. Powiedział, że skoro mamy dziś do czynienia z pasterzami Kościoła, którzy niedostatecznie bronią depozytu wiary, to być może spełnia się zapowiedź wyrażona w Katechizmie Kościoła Katolickiego: nadejścia epoki antychrysta, proponowania ludziom łatwych rozwiązań religijnych za cenę odstępstwa od pełni depozytu wiary. O tym samym mówią kardynałowie Burke czy Müller; jest to obecne także w nowej książce kard. Saraha, który mówi nie tylko o duchu antychrysta w Kościele, ale także o wyłanianiu się judaszowego modelu sprawowania w Kościele posługi. Myślę, że bardzo potrzeba przyłączenia się do inicjatywy, którą podjęli przed Synodem katolicy przychodząc na Largo Jana XXIII, żeby intensywnie modlić się za zgromadzenie. Kard. Burke oraz bp Athanasius Schneider wezwali z kolei do modlitwy i postu w okresie Synodu. Papież i biskupi potrzebują tego wsparcia, tak, żeby otrzymali moc głoszenia Chrystusa, a nie szukali kompromisu. Nam nie mogą w tym momencie drętwieć kolana ani opadać ręce.

 

Sam Ojciec Święty zapewnił niedawno, że nie obawia się rozłamu – schizmy. Czy ma rację i takiego zagrożenia nie ma? Wielu kardynałów i biskupów twierdzi coś wprost przeciwnego.

Obawiam się, że do schizmy rzeczywiście może dojść. Nie od razu, nie natychmiast, bo metodologia jest dzisiaj szczególna: to nie wprowadzanie radykalnych zmian, ale promowanie powolnych procesów. Te procesy mogą jednak doprowadzić do takiego rozdźwięku, że uczniowie Chrystusa nie będą w stanie odnaleźć się w jednej wspólnocie. Może dojść albo do rozłamu na dwa Kościoły, postępowy i broniący Tradycji, albo do archipelagizacji Kościoła, czyli wyłonienia się wysp dowolnego interpretowania nauki.

 

Gdzie w tym podziale umieścić papieża? Wydaje się, że sam pozycjonuje się jednoznacznie po stronie Kościoła ducha czasu.

Tego nie wiemy. Papież nie staje na czele postępowej awangardy; z drugiej strony nie lokuje się też wśród tych, którzy chcą bronić tego, co dotychczasowe. Jest pomiędzy. Czasami widzimy go w roli kogoś, kto promuje zmiany i zachęca do otwarcia się na nowość, a czasami dostarcza nam ulgi w postaci głosu rozsądku. Trzymam się osobiście zdania, które wypowiedział papież podczas jednej z konferencji prasowych na pokładzie samolotu, że tak samo jak św. Paweł VI wolałby umrzeć niż znieść celibat.

 

Ale w tej samej wypowiedzi papież powołał się na koncepcję emerytowanego biskupa Aliwal w RPA, Niemca Fritza Lobingera, który chciałby całkowicie zrewolucjonizować kapłaństwo i dopuścić do czynności kapłańskich zarówno żonatych mężczyzn, jak i kobiety…

Tak, Lobinger proponuje rozróżnianie sakramentów kapłańskich na różnych poziomach i uczestniczenie w kapłaństwie na szereg sposobów. To wielka ekwilibrystyka pojęciowa, może trochę za bardzo heglowska. Myślę, że rację ma papież Benedykt XVI: powinnością pasterza i teologa jest bronić prostoty wiary.

Rozmawiał Paweł Chmielewski