Z każdym rokiem marnieje na wszystkich tych polach, które przecież nie są całkowicie od siebie izolowane ani rozdzielne, choć każde z nich, gdyby zaszła taka potrzeba, z grubsza dałoby się oddzielnie opisać.

Jego postawa po obecnych wyborach prezydenckich jest po prostu kompromitująca. Pomijam już to, że ośmieszył się prognozą o pewnym zwycięstwie Komorowskiego. – „Przegra dopiero wtedy, kiedy po pijanemu przejedzie autem zakonnicę w ciąży”. Można to położyć na karb jego buńczuczności. Istotne jest to, że człowiek, który całe życie kreuje się na rzecznika, niemal misjonarza i gorącego obrońcę demokracji, w gruncie rzeczy objawił się dziś jako satrapa. Nie może się pogodzić z demokratycznym, dokonanym w wyborach powszechnych wyborem na prezydenta Andrzeja Dudy. Mówi o strzeleniu sobie w stopę przez Polaków. Według naczelnego „Gazety” to nie były demokratyczne wybory. To była- jak mówi – „rewolta przy urnach”. A więc pucz, przewrót, czyli tak naprawdę, rodzaj zamachu. Nic dziwnego, że już przygotowuje się do zemsty, za przegrane wybory. I straszy Polaków. "Chamstwo i oszczerstwo towarzyszące tej kampanii wyborczej będzie obnażone i ukarane. Chcemy wierzyć, że prędzej niż później’’. Jednocześnie nagradza Komorowskiego „za szacunek do inaczej myślących”. Sam chce tych inaczej myślących – o Komorowskim – i inaczej niż on Adam Michnik, głosujących, ukarać. Ci wszyscy, którzy głosowali na Dudę, zostaną ukarani –zapowiada.  Najwyraźniej marzy mu się, aby to on mógł decydować o tym, kto będzie w Polsce prezydentem. Uzurpuje sobie prawa do bycia nie tylko najmądrzejszym, ale i wszechwiedzącym. Tak naprawdę,  Michnikowi nie wystarcza kierowanie „Gazetą Wyborczą”, deprawowaniem jej dziennikarzy poprzez stwarzanie atmosfery sprzyjającej  manipulacji, brakowi obiektywizmu i rzetelności publikowanych tekstów, chciałby mieć takie same uprawienia wobec całego kraju.

Używając nieustannie wielkich, szlachetnych słów, Michnik i jego „Gazeta” pełnią role despotów polskiej demokracji.

A może to staczanie się Michnika, to kwestia wieku?  Nie on jeden przecież. Przed nim już było wielu.

Jerzy Jachowicz

Tekst ukazał się na łamach portalu www.sdp.pl