Prof. Maria Dorota Majewska, neurobiolog, rozmawiała z Beatą Falkowską z „Naszego Dziennika”.

Profesor powiedziała, że zgubnym wpływem szczepionek na dzieci zainteresowała się po publikacjach zachodnich badaczy. Wykazali oni, że szczepienia powodowały niekiedy u dzieci autyzm oraz inne choroby neurorozwojowe. Sama prof. Majewska zajęła się naukowo tym tematem i przeprowadziła badania nad biologią autyzmu.

Prowadzono badania kliniczne na dzieciach i przedkliniczne na zwierzętach. Okazało się, że podanie „oseskom szczurów iniekcji różnych dawek tiomersalu (z których jedna odpowiadała dawkom stosowanym u dzieci w szczepieniach) powodowało wiele anomalii neurorozwojowych: niewydolność ruchową, upośledzenie reakcji bólowych, nasilenie reakcji lękowych, zaburzenia interakcji społecznych, oraz istotne zmiany biochemiczne i neuropatologiczne w mózgu”.

Zmiany te, jak mówi prof. Majewska, odpowiadają zmianom obserwowanym u dzieci autystycznych – i jej zdaniem bez wątpienia niektóre z nich były wywoływane właśnie przez dawki stosowane w szczepionkach.

Badania uczonej i jej kolegów wykazały, że dzieci autystyczne mają „niewydolne mechanizmy eliminowania rtęci z tkanek”. Do tego miały też „naruszoną gospodarkę hormonalną i produkują nadmierne ilości sterydowych hormonów androgenów, co może być skutkiem ich zatrucia szczepionkową rtęcią”.

Profesor mówi, że od 1975 roku do 2012 roku wprowadzono w USA co najmniej 10 nowych szczepionek: i w tym czasie zachorowalność dzieci na autyzm wzrosła 100 razy.

Mówi też, że związek szczepień z autyzmem to nie jest hipoteza. Został już wielokrotnie potwierdzony. „Tylko w USA sądy przyznały prawie 3 miliardy dolarów odszkodowań za NOP-y (niepożądane odczyny poszczepienne) włączające encefalopatię poszczepienną, czyli autyzm. Jak ujawniają dane z VAERS (amerykańskiej bazy powikłań poszczepiennych), nie ma szczepionek bezpiecznych, każda może powodować NOP-y i zgony, choć niektóre wyróżniają się szczególną toksycznością. Dlatego Sąd Najwyższy USA zawyrokował, że „szczepienia są nieuchronnie niebezpieczne’” – mówi prof. Majewska „Naszemu Dziennikowi”.

Uczona mówi też, że odejście od szczepionek w żadnym razie nie prowadzi do złych efektów. „W USA i w Polsce w latach 1950-1960 po wprowadzeniu masowych szczepień przeciw polio szczepionkami zawierającymi żywe wirusy tysiące dzieci zostało sparaliżowanych, dziś to samo dzieje się w krajach Azji i Afryki. Współczesne statystyki z Niemiec, Holandii i innych krajów Europy Zachodniej, gdzie stosuje się 2-3 razy mniej szczepień niż w USA czy w Polsce i gdzie są one dobrowolne (a znaczny odsetek rodziców wcale nie szczepi), pokazują, że wskaźniki umieralności niemowląt są tam co najmniej 2 razy niższe niż w krajach intensywnie szczepiących. Badania pokazują też, że dzieci nieszczepione znacznie rzadziej chorują na różne choroby chroniczne, neurologiczne i neurorozwojowe” – wymienia.

System szczepień w Polsce jest zdaniem prof. Majewskiej bardzo wadliwy. Obciąża go nadmiar oraz zbyt wczesne podawanie szczepionek. Stosuje się ponadto szczepionki archaiczne, na przykład pełnokomórkową DTP z rtęcią oraz doustną przeciw polio – OPV – która zawiera żywe wirusy. Nie używa ich się już nigdzie w UE.

Pierwsza z nich może według uczonej powodować krztusiec i odpowiadać za liczne przypadki śmierci łóżeczkowej. Z kolei szczepionka OPV doprowadziła już do „setek tysięcy przypadków paraliżu na świecie”. Nie wiadomo, ile było ich w Polsce, bo dane na ten temat, jak mówi profesor, są ukrywane.

Czy szczepić więc dzieci? Prof. Majewska mówi, że nie udziela rodzicom takich porad. „Sama dziś niczym bym nie szczepiła własnego dziecka, najwyżej szczepionką WZW B przed pójściem do szkoły” – mówi „Naszemu Dziennikowi. A jeżeli rodzice chcą szczepić dzieci, to profesor proponuje im rozważyć „opóźnienie szczepień i stosowanie stosunkowo bezpieczniejszych szczepionek bez rtęci i adiuwantów”.

Całą rozmowę można przeczytać TUTAJ.

bjad/nasz dziennik