Na fali afery ze szczepieniem celebrytów poza kolejnością wypływają również inne problemy Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Dziennikarze Polsat News zapytali o sytuację na uczelni studentów. Okazuje się, że codziennie spotykają się oni z mibbingiem i zastraszaniem ze strony swoich wykładowców.

Warszawski Uniwersytet Medyczny wzbudza od kilku dni ogromne emocje w Polsce. Wszystko za sprawą informacji o specjalnych przywilejach, jakie w prowadzonych przez niego placówkach mają osoby ze świata kultury i sztuki. Kiedy zgodnie z programem szczepień w Polsce trwają szczepienia pracowników służby zdrowia, WUM przed medykami zaszczepił grupę celebrytów.

Afera związane ze szczepionkami okazała się jednak jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Studenci i rezydenci WUM opowiedzieli dziennikarzom Polsat News o mobbingu, zastraszaniu, wywieranej presji i niestosownych żartach niektórych wykładowców, z którymi związana jest, okazuje się, dość szara rzeczywistość zdobywania medycznego wykształcenia na warszawskiej uczelni.

O tych nieprawidłowościach postanowili informować opinię publiczną sami studenci, którzy założyli na Facebooku stronę „ZUM na WUM”.

- „Mamy 10 tys. studentów, więc - tak naprawdę - 10 tys. dziennikarzy. Podjęliśmy próbę przeciwstawienia się systemowi, gdzie pewne osoby na uczelni mogą więcej. Ukrywamy tożsamość. Dzięki anonimowości strony, nikt nie może nam zarzucić, że sprzyjamy takiej czy innej opcji politycznej. Mieć dobrych informatorów ufających nam to dla nas podstawa. Przykładowo - informację ws. szczepionek dostaliśmy od lekarzy. Piszą do nas także profesorowie i wykładowcy WUM. Rektor próbował dowiedzieć się, kim jesteśmy” – mówi jeden z założycieli strony.

Portal Polsatnews.pl opublikował m.in. relację jednego z lekarzy rezydentów, który opowiada, jak sytuacja na uczelni odbija się na jego psychice.

- „Presja, że powinniśmy już wszystko umieć, chodzić na dyżury, wiedzieć, jak ma wyglądać nasza kariera zawodowa. Rzucane teksty, że nie będziemy dobrymi lekarzami. Minimalna liczba praktyk i to w wielkich podgrupach oraz maksymalna liczba źle przygotowanych seminariów niezwiązanych z tematem. Nie mówiąc o tym, że przez wiele dni studiów siedzieliśmy często w ciemnej, zimnej sali bez okien, bez przerw. Oczekiwania są wielkie. Obciążali nas hasłami, że pacjent by umarł, mimo że np. przez dwa tygodnie nie wiedzieliśmy ani jednego pacjenta (podczas zajęć praktycznych - red.). Jak mieliśmy się tego nauczyć?” – pyta młody lekarz.

Jak mówi, studia na WUM skończyły się w jego przypadku depresją.

- „Znam kilkanaście osób uważających tak samo. Dla mnie najgorszy jest ten wszechobecny strach, że jak się nie przyjdzie na zajęcia - nawet mimo choroby - będą same problemy. Tydzień po śmierci mojej mamy na raka poszedłem na zajęcia z onkologii. Z perspektywy czasu nikogo bym nie skazał na coś takiego. Oczywiście musiałem, bo nie było kiedy odrobić tygodniowych zajęć” – mówi.

Inna lekarka opowiada natomiast o swoim kolokwium z interny.

- „Z koleżanką byłyśmy w spodniach. Usłyszałam, że tak nie należy ubierać się na kolokwia i, że na piątkę to pani nie wygląda. Postawił mi tróję”.

Kolejny rozmówca zdradza, jak wykładowcy obrażają studentów.

- „Kolokwium ustne połączone z praktycznym. Pacjenta zbadałem, rozpoznanie postawiłem. Potem, jeśli moje odpowiedzi były złe, słyszałem: Ja pier**le, gó**no umiesz, Wiesz ty, ku**a, cokolwiek?, łącznie z tym, że odpowiadałem, a on w pewnym momencie położył na biurku głowę, zakrył się rękami, bełkocząc coś pod nosem. Na koniec stwierdził, że egzamin i tak uwalę, gdyż zesram się, a nie douczę”.

Polsat News próbował w tej sprawie skontaktować się z rzeczniczką uczelni. Do tej pory jednak nie odpowiedziano na telefony i maile.

kak/polsatnews.pl, interia.pl