Szef NATO Jens Stoltenberg zwrócił się do Donalda Trumpa z gorącym apelem, podkreślając, że działanie w pojedynkę bez wsparcia to złe rozwiązanie tak dla USA, jak i dla Europy. 

W czasie kampanii prezydent-elekt Donald Trump dawał do zrozumienia, że chciałby zmniejszyć zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w Europie. Jego wypowiedzi sugerowały, że za prezydentury Trumpa aktywność USA w NATO może osłabnąć, a to byłoby bardzo złe dla państw europejskich. Teraz do przyszłego prezydenta zwrócił się szef Paktu Północnoatlantyckiego. 

W wywiadzie udzielonym przez Stoltenberga dla "The Observer" podkreśla on, że "obecnie stoimy w obliczu największego w tym pokoleniu zagrożenia dla bezpieczeństwa". Dawał tym samym do zrozumienia, że to nie jest dobry moment na podważanie więzi, które łączą od dekad Stany Zjednoczone i Europę, więzi podtrzymywanych przez NATO. 

W kampanii wyborczej Donald Trump kilkukrotnie określił Sojusz jako przestarzały. Z jego wypowiedzi wynikało też, że za jego prezdentury Stany niekoniecznie przyjdą z pomocą, gdy jakiś ich sojusznik zostanie zaatakowany. 

Szef Sojuszu w wywiadzie dla "The Observer" przypominał natomiast, że NATO do tej pory tylko raz odwołało się do idei kolektywnej obrony, a miało to miejsce po... ataku na USA 11 września 2001 roku. 

Jak mówił Stoltenberg: 

"Było to coś więcej niż działania symboliczne. NATO przyjęło dowództwo nad misją w Afganistanie. Setki tysięcy europejskich żołnierzy służyły tam od tego czasu, a ponad tysiąc z nich zapłaciło najwyższą cenę życia w imię operacji, stanowiącej bezpośrednią odpowiedź na atak na USA"

Pozostaje mieć nadzieję, że Donald Trump weźmie sobie do serca te słowa. 

emde/fakty.interia.pl, Fronda.pl