Zdaniem Michała Potockiego z „Dziennika Gazeta Prawna”, zupełnie dziś nie wiadomo, kto kieruje protestami na Ukrainie. Arsenij Jaceniuk, Witalij Kłyczko, Ołeh Tiahnybok – ta trójka jest postrzegana jako sojusznicy, ale nie przywódcy. Na Majdanie niechętnie patrzy się na ich skłonność do kompromisów. W niedzielę nie znalazł się nikt, kto powstrzymałby protestujących przed marszem na parlament i starciem z oddziałami milicji.

Nie tak wielką siłą dysponują też radykałowie. Bandcerowcy to tylko kilkaset osób wśród 7 tysięcznych oddziałów paramilitarnych. Nikt ich jednak nie kontroluje, nawet nacjonalistyczna Swoboda. Ostre działania konfederacji Dmytra Jarosza stają się groźne nawet dla samej opozycji.

A ta jest de facto mocno zagubiona. Nie wiadomo, czego konkretnie Majdan żąda od Wiktora Janukowycza. Dla większości liczy się dymisja prezydenta. Parlamentarna opozycja chce powrotu konstytucji z 2004 r. Z kolei Kłyczko domaga się przedterminowych wyborów prezydenckich.

Nieprzychylną postawę wobec Majdanu prezentują resorty siłowe. Wojsko wstrzymuje się wprawdzie od udziału w konflikcie, jednak wczoraj Pawło Łebediew, jak pisze Potocki, „włączył się do prowadzonej przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) i MSW informacyjnej wojny z Majdanem”.

Zagadką są też oligarchowie. Mają wiele pretensji do Janukowycza i obawiają się strat spowodowanych sankcjami nakładanymi przez Zachód. „Albo wygra strach przed Janukowyczem, albo strach przed sankcjami” – mówił rozmówca „Dziennikowi Gazeta Prawna”.

Co w tym wszystkim robi Rosja, nie wiadomo na pewno. Niektórzy twierdzą, że prezydencka administracja otrzymuje wskazówki od Władisława Surkowa z Kremla. Inni są zdania, że rola Rosji jest mocno przeceniania. Jak wskazuje Potocki, to jednak właśnie to państwo zyskuje na ukraińskim konflikcie.

pac/forsal.pl/dziennikgazetaprawna