Jeśli Rosja zdecyduje się przyłączyć Białoruś, nic jej nie powstrzyma – powiedział kilka dni temu wpływowy rosyjski żurnalista, redaktor naczelny Echa Moskwy Aleksiej Wenediktow. W rozmowie z ukraińskim dziennikarzem Dmitrijem Gordonem sugerował, że Białorusini skłonni są poddać się Kremlowi, wystarczy w referendum zadać im pytanie, „czy chcą żyć szczęśliwie i dostatnio z Rosją?”.

Z taką tezą nie zgadza się białoruski politolog Aleksander Kłaskowski. W materiale opublikowanym na portalu naviny.by tłumaczy, dlaczego Władimirowi Putinowi nie uda się tak łatwo anektować Białorusi;

Zdaniem politologa Aleksander Łukaszenka nie zgodzi się stawiać kwestii zjednoczenia w referendum, tym bardziej nie zmusi do przyklepanie fuzji deputowanych, jak to sugerował Wenediktow;

„Być może referendum wcale nie jest potrzebne, może wystarczy decyzja dwóch parlamentów. A z deputowanymi to rozmowa u nas krótka (…)” mówił rosyjski dziennikarz.

Aleksander Kłaskowski przypomina, że od dawna pojawiają się plotki, jakoby białoruskiemu przywódcy zaproponowano drugie pod względem hierarchii stanowisko w hipotetycznym zjednoczonym państwie związkowym. Ale zdaniem politologa, trudno sobie nawet wyobrazić, że taka propozycja byłaby kusząca dla osoby, która po pierwsze; już dawno (od 25 lat) zakosztowała przywileju rządzenia całym krajem. Po drugie, Łukaszenka bardzo obawia się o swoje osobiste bezpieczeństwo i przyszłość swojej rodzinye (w szerokim tego słowa znaczeniu).

Według Kłaskowskiego, system kremlowski nie jest w stanie zapewnić Łukaszence gwarancji bezpieczeństwa. Nie wspominając już o tym, że zarówno białoruska klasa rządząca, jak i biznes mają poważne powody, aby obawiać się, że wejście Rosji zmiecie ich z ich obecnej wygodnej pozycji.

Ponadto jak wskazuje Kłaskowski, badania socjologiczne pokazują również, że wśród ogółu społeczeństwa pomysł przyłączenia Białorusi do Rosji jest niepopularny.

Eksperta nie przekonuje również teza, że Łukaszenka zostanie zmuszony przez Moskwę, która wykorzysta przeciwko niemu narzędzia ekonomiczne?
Według autora artykułu, Łukaszenka jest bardziej skłonny do stagnacji lub nawet obniżenia standardu życia Białorusinów niż do zrzeczenia się niepodległości.
„Białorusini są cierpliwi, a mechanizm zapewniający mu pożądany wynik w wyborach działa niezawodnie. Koniec końców, „kułak władzy” jest taki, że ​​każdy Majdan może zostać stłumiony w zarodku” – uważa Klaskowski.

Politolog przypomina, że wariant siłowego przyłączenia Białorusi do Rosji w analitycznym mainstreamie uważany jest za mało prawdopodobny. Dlaczego? Bo – jak pisze, chociaż różnica w sile armii jest ogromna, wojska białoruskie z jej wyrzutniami Polonez i innym sprzętem mogą wyrządzić poważne szkody nieprzyjacielowi. Ponadto, kolejny akt agresji spowodowałby, że Rosja na arenie międzynarodowej stałaby się pariasem do kwadratu.

Aleksander Kłaskowski zastanawia się przy okazji, czy białoruskie wojska wykonałyby w przypadku agresji rozkazy, czy stanęłyby do walki? Jego zdaniem nie ma takiej pewności. Biorąc pod uwagę stopień rusyfikacji armii białoruskiej i chaos przywódczy w sytuacji, gdy naczelny wódz z jakiegoś powodu nie byłby w stanie pełnić swoich funkcji.

„To jest pięta achillesowa białoruskiej suwerenności – że cały system jest związany z jedną osobą. Każdy człowiek, nawet w opancerzonym Maybachu jest bezbronny i na pewno nie wieczny – uważa komentator polityczny i konkluduje: chociaż nie można wziąć Białorusi gołymi rękami, ale przy obecnym systemie władzy i obecnym przywództwie, ryzyko utraty suwerenności pozostanie bardzo poważne, a nawet wzrośnie”.

Źródło: Kresy24.pl