Szymon Hołownia w swoim felietonie dla „Rz” odnosi się do wczorajszej informacji o pacjencie, któremu udzielono ostatniego namaszczenia. Gdy ten wybudził się ze śpiączki farmakologicznej uznał, że naruszyło to jego wolność i postanowił wstąpić na drogę sądową, domagając się odszkodowania. Co ciekawe, rację Jerzemu R. przyznał Sąd Najwyższy.

„Jeśli Boga nie ma, to wszystko co robią wierni (w tym księża), to nieszkodliwe gusła, hokus-pokus. To, co zrobił ów ksiądz, nic więc dla mnie nie znaczy (nie boli i nie zostawia śladów – namaszczenie chorych miałem dwa razy, więc wiem), ale to chyba miłe, że przyszedł i chciał pomóc?” – zastanawia się Szymon Hołownia.

Redaktor naczelny portalu Stacja7.pl dodaje, że gdyby trafił do szpitala w Azji, a jakiś buddyjski mnich odprawiłby nad nim modły, to po wyzdrowieniu chciałby go odnaleźć, aby podziękować za troskę.

„Człowiek, który twierdzi, że nie ma ducha, na czysto duchowy obrzęd reaguje tak, jakby mógł on zrobić mu realną krzywdę. Potrzebuje teraz świeckich egzorcyzmów, które przywrócą wolność jego sumieniu” – ocenia Hołownia i dodaje, że polscy ateiści są najbardziej wierzący na świecie.

„Sakrament chorych to pomoc, a nie żaden obrzęd inicjacji, nie obrzezanie i nie chrzest” – przypomina publicysta. Całość felietonu TUTAJ.

MBW/Rp.pl