Portal Fronda.pl: W ostatnim czasie pojawia się wiele publikacji na temat Powstania Warszawskiego. Coraz częściej są to jednak pozycje, których autorzy podejmują ostrą krytykę decyzji o wybuchu sierpniowego zrywu. Ogromną dyskusję wywołały książki Piotra Zychowicza "Obłęd'44" czy Rafała Ziemkiewicza "Jakie piękne samobójstwo". Czy Pańska najnowsza publikacja jest odpowiedzią na te tytuły, w ramach której chciał Pan pokazać, że decyzja o wybuchu Powstania wcale nie była taka zła? 

Szymon Nowak*: Muszę przyznać, że nie czytałem jeszcze tych książek. Było to celowe działanie – od kilku lat mając pomysł na swoją książkę o alternatywach Powstania Warszawskiego, nie chciałem by ta praca była jakąś próbą „przepychanek” z innymi autorami. Myślę, że tak jest lepiej, powstał mój projekt, który albo się sam obroni, ale nie. A teraz już na spokojnie na pewno przeczytam „Obłęd’44”, a być może sięgnę także po pracę Rafała Ziemkiewicza.

Uważam, że założenie, że skoro przegraliśmy, to w ogóle nie powinniśmy walczyć, jest u samych podstaw złe. Takim myśleniem wykluczylibyśmy z naszej świadomości narodowej bohaterskie czyny niezwykłych naszych rodaków. Pamiętajmy, że i Tadeusz Kościuszko, i Henryk Dąbrowski i książę Poniatowski, wszyscy oni ostatecznie przegrali swoje powstania i wojny. A przecież nikt nie neguje ich bohaterstwa i patriotyzmu. Skoro dziś wiemy, że w miesiąc przegraliśmy wojnę w 1939 roku, to czy Polacy wówczas nie powinni bronić się przed agresją Hitlera i Stalina? Powstanie Warszawskie to jedna z bitew tej wojny, nie wywołanej przecież przez nas. Kontynuacja obrony ciągłości państwa polskiego zapoczątkowanej 1 września. Polska armia podziemna (ochotnicza!) powstała w celu walki z okupantem. Na początku w formie walki podziemnej, konspiracyjnej, a potem jawnej, w zbrojnym powstańczym wystąpieniu.

Moim zdaniem wybuch Powstania był najrozsądniejszym wyjściem. W Warszawie walczono z Niemcami, ale przecież była to też dramatyczna i ostatnia chyba w takiej skali, próba ratowania naszej suwerenności przed nowym czerwonym okupantem nadciągającym ze wschodu. Dziś łatwiej nam oceniać tamte decyzje, gdyż wiemy jak to wszystko się potoczyło. Ale wtedy polska karta była jeszcze otwarta: Polacy nie wiedzieli o konkretnych teherańskich ustaleniach dotyczących Polski, do Moskwy na rozmowy ze Stalinem udawał się premier Mikołajczyk, ze wchodu płynęły nawoływania do powstania, polscy żołnierze walczyli w PSZ na zachodzie, AK występowała w „Burzy”, ale i w armii Berlinga byli przecież Polacy, a sowieckie czołgi podjeżdżały do warszawskiej Pragi. Niemcy przegrywali na wszystkich frontach, a Polacy byli w wielkiej koalicji państw zwyciężających.

Dyskurs publiczny na temat Powstania jest niezwykle burzliwy - jedni gloryfikują Powstańców i ich zryw, przekonując, że decyzja dowództwa była słuszna, inni szanują Powstańców, ale z punktu widzenia militarnego decyzję o wybuchu Powstania uważają za fatalną, jeszcze inni - krytykują i Powstańców i decyzję dowództwa. Gdzie w tym dyskursie sytuuje się Pańska opinia? Dlaczego w Polsce nie potrafimy spokojnie dyskutować na temat sierpniowego zrywu? 

Decyzja o wybuchu walk w Warszawie podjęta została na podstawie wytycznych Naczelnego Wodza, który na początku lipca nakazywał AK podjęcie próby opanowania Wilna, Lwowa, lub innego większego centrum… (w domyśle także Warszawy). 25 lipca polski rząd z Londynu przekazał do kraju treść uchwały, która obligowała władze krajowe „do powzięcia wszystkich decyzji wymaganych tempem ofensywy sowieckiej”. Półtora miesiąca wcześniej Alianci lądowali w północnej Francji, a w ich szeregach znajdowały się również polskie jednostki. Warszawa słyszała huk dział ze wschodu, wiedziała o nieudanym zamachu na Hitlera, na własne oczy widziała niekończące się kolumny nędznego pobitego niemieckiego wojska, a komunistyczne radio nawoływało do walki.

Moim zdaniem decyzja o rozegraniu wielkiej bitwy o Warszawę i wywołaniu powstania była ze wszech miar słuszna. To ostatni moment, by w walce z Niemcami, spróbować również coś zmienić w niekorzystnej dla Polaków ówczesnej światowej koniunkturze politycznej, w której to Stalin miał decydujące zdanie co do przyszłości naszego kraju.  

Naturalnie można dyskutować, czy nie lepiej byłoby rozpocząć walkę kilka dni wcześniej (np. 21-23 lipca), albo w godzinach nocnych lub wczesnym rankiem. Ale to też nie gwarantowało przecież ostatecznego zwycięstwa, czy nawet lepszych zdobyczy powstańców w godzinie W.

Dlaczego nie potrafimy spokojnie dyskutować o Powstaniu Warszawskim? Pewnie dlatego, że w Polsce dużą grupę stanowią tacy „nie-Polacy”, których drażni wszystko co polskie, wolą wykpić niż poważnie porozmawiać. To postkomuniści, potomkowie komunistów, takie „resortowe dzieci”, dla których „polskość to nienormalność”. W Smoleńsku „odstrzela” się nam elitę kraju i co? Nie dzieje się nic. Dowody zbrodni są poza zasięgiem III RP, a nawet UE i NATO. „Brata naszego Wojciecha…” (sic!) Jaruzelskiego chowa się uroczyście i z honorami, godnymi największych naszych bohaterów. A przecież on nie służył Polsce, a tylko i wyłącznie ZSRR.

W swojej publikacji rozważa Pan kilkanaście możliwych scenariuszy na temat tego, jak mogło zakończyć się Powstanie Warszawskie. Na ile możliwa byłaby realizacja tych scenariuszy, a na ile jest to takie gdybanie, wpisujące się raczej w nurt political fiction?

Właśnie dlatego w początkowej części każdego z rozdziałów przedstawiłem faktyczne wydarzenia i plany, aby nie zostać posądzony o całkowite „pisanie z gwiazd”. Myślę, że te scenariusze, przedstawione w mojej książce, były możliwe do spełnienia.

Np. powstańcy rozmawiali z Węgrami i uzyskali od nich deklarację wspólnego nie walczenia ze sobą. W tym czasie rząd tego kraju naprawdę myślał o porzuceniu sojuszu z III Rzeszą. Pod koniec sierpnia na drugą stronę barykady przeszła Rumunia, na początku września Bułgaria, a w połowie października próbowały tego dokonać także Węgry. To są fakty.

Na wieść o wybuchu powstania w Paryżu, i w czeskiej Pradze, wojska amerykańskie i radzieckie natychmiast zmieniły swoje plany tak, by jak najszybciej dotrzeć do walczących miast i wspomóc powstańców. Dlaczego tak nie mogło być w Warszawie?

Samodzielna Brygada Spadochronowa gen. Sosabowskiego powstała wyłącznie w celu użycia w okupowanej Polsce. Dopiero później naciski strony brytyjskiej sprawiły, że Polacy musieli oddać ten doborowy oddział pod alianckie dowództwo.

Berlingowcy naprawdę wylądowali na warszawskich przyczółkach. A ci którzy się desantowali, walczyli ramię w ramię z powstańcami i chcieli wyzwolić Warszawę.

Długo by tak można wymieniać. Ale przecież nie o to chodzi w naszej rozmowie. Zainteresowanych zapraszam do lektury mojej książki.

W ostatnich kilku latach pojawiło się w Polsce wiele grup rekonstrukcyjnych, które zajmują się m.in. rekonstruowaniem powstańczych epizodów. Rekonstruktorzy twierdzą, że ich działalność jest nie tylko formą upamiętniania Bohaterów, ale także okazją do edukacji i przekazywania patriotycznego etosu. Nie brak jednak głosów krytycznych, że to głupotazabawa w wojnę i na pewno tak patriotyzmu nikogo nie nauczymy. Co Pan o tym sądzi? 

Ja, gdybym był trochę młodszy, sam chętnie wstąpiłbym do jednej z grup rekonstrukcyjnych. Mam zresztą znajomych w GRH „Parasol” i GRH „WiN”. Uważam, że grupy rekonstrukcyjne wykonują wspaniałą pracę. Jest to nauka historii, ale też zainteresowanie i poznanie dawnej broni, umundurowania, pojazdów. To nie to samo co w muzeum, gdzie wszystko zamknięte jest za szklanymi gablotami. Przy rekonstrukcjach najpierw możemy obejrzeć przedstawiane wydarzenie. A potem porozmawiać z tymi wspaniałymi ludźmi, dotknąć broni, przymierzyć hełm, wsiąść do czołgu. To jest niesamowite. Dlatego też chcę, aby w moich książkach, oprócz zdjęć archiwalnych, zawsze znalazło się miejsce dla współczesnych fotografii przedstawiających grupy rekonstrukcji historycznych.

Jakiś czas temu pojawił się zarzut, że mówiąc o Powstaniu, zapominamy o kobietach, które brały w nim udział. Na rynku wydawniczym pojawiła się więc książka Weroniki Grzebalskiej o tytule... "Płeć powstania warszawskiego". Czy Powstanie miało w ogóle płeć? Czy poruszanie takiego zagadnienia nie jest po prostu przypisywaniem PW modnych ostatnio kalek z gender? 

Faktycznie pytanie o „płeć Powstania” jest dla mnie bardzo trudne. A może nawet nie trudne, a  niemożliwe do zaakceptowania. Była heroiczna walka chłopców i dziewcząt, całego bohaterskiego miasta. Nie rozumiem, co teraz? Będziemy się kłócić, ile procentowo w Powstaniu było kobiet, a ilu mężczyzn? Niestety, nie czytałem pozycji Weroniki Grzebalskiej, ale faktycznie ostatnio ukazało się wiele książek opowiadających o walkach kobiet w Powstaniu, np. A. Herbich „Dziewczyny z Powstania”, B. Wachowicz „Bohaterki Powstańczej Warszawy” czy P. Bukalskiej „Sierpniowe Dziewczęta”.

Myślę, że takie Powstanie było jedyne w naszej historii. Całe miasto stanęło do walki. Żołnierze z bronią w ręku, łączniczki i sanitariuszki, młodzi chłopcy i dziewczęta w kanałach, cywile gotowi oddać wszystko polskim żołnierzom. Ta początkowa spontaniczność i ogrom poparcia dla powstańców, zaskoczył nawet Niemców. Którzy w swych meldunkach pisali, że całe miasto wpadło w jakiś szał, nawet ci Polacy uważani dotychczas za lojalnych.

Kilka dni temu, za sprawą wspomnianej Weronik Grzebalskiej rozgorzała dyskusja na temat... "powstanek". "Myślałam nad rozmaitymi opcjami: od “powstańczyni”, czyli słowa, które było w uzusie w XIX wieku, przez “powstankę”, ale i opisowe określenia jak „kobieta-żołnierz” czy „kobieta walcząca w powstaniu”, które ukazują kobiety jako odstępstwo od męskiej normy. Zdecydowałam się na „powstankę”, żeby moje rozmówczynie miały “swoje” słowo, żeby nie zginęły w męskim określeniu „powstańcy” - mówiła Grzebalska. Na jej nowo-mowę oburzyły się same uczestniczki Powstania. Czy Pańskim zdaniem, warto przekładać na Powstanie współczesne kategorie językowo-kulturowe czy to może raczej groteska? 

Jak wcześniej wspomniałem, nie rozumiem tego. A samo nowe słowo „powstanki”, używane w stosunku do kobiet - uczestniczek Powstania Warszawskiego, uważam, co najmniej za dziwactwo. Ale w naszym „nowoczesnym” kraju wszystko jest możliwe, była już przecież „pani ministra”…

Na sam koniec zapytam o to, jak Pańskim zdaniem, należałoby kultywować pamięć o Powstaniu? Jak celebrować obchody rocznicowe? Co roku pojawia się "aferka", związana z tym, że grupa osób podczas uroczystości na Powązkach buczy i gwiżdże, co ma rzekomo upolityczniać obchody... Przecież to najprostsza droga do tego, aby za kilka czy kilkanaście lat, nasze dzieci i wnuki w ogóle zapomnieli o 1 sierpnia... 

Powstanie Warszawskie to naprawdę wielkie wydarzenie w historii naszego kraju. Dla mnie jest to taka najpiękniejsza polska bitwa. Nie przeszkadzałoby mi, aby kolejne rocznice wybuchu Powstania upamiętnić świętem narodowym wolnym od pracy. Powinniśmy czcić jak największy skarb pamięć o naszych sierpniowych i wrześniowych bohaterach. I walczyć o prawdę, opowiadając o tamtych dniach.

Ja rozumiem buczących. Czasami nawet mnie, spokojnemu człowiekowi, nóż otwiera się w kieszeni i chce mi się wyć. Są takie sytuacje, że Polacy nie wytrzymują:

*„pancerna brzoza” w Smoleńsku, przedstawienie światu tylko rosyjskiej wersji tamtych wydarzeń, zaniechania i kompromitacja polskiego rządu w tej sprawie, a dowody rzeczowe i tak są pod kuratelą Rosji Putina…

*komu przeszkadzał krzyż na Krakowskim Przedmieściu?

*esbeccy tajni współpracownicy komunistycznego zbrodniczego reżimu pośród rządzących nami. Jak to jeden z byłych ministrów reklamował się do parlamentu UE? „Łączę ludzi”? Jak kabel - chciałoby mu się dopisać na plakatach. Zresztą dostał po m… od Korwina-Mikke. Ażeby daleko nie szukać TW, Prezes Związku Powstańców Warszawy został w 1947 r. zarejestrowany jako "Zdzisławski"...

*wspomniany wcześniej uroczysty pogrzeb Wojciecha Jaruzelskiego.

Rozumiem buczących. Takie wydarzenia bolą prawdziwych Polaków. Drażnią i dzielą. I tak będzie. Myślę, że to też celowa robota. Po aferze „taśmowej” skompromitowani politycy powinni zniknąć i zaszyć się w najgłębszej mysiej norze. A oni co? Próbują odwrócić „kota ogonem”, powrócić w chwale i z cnotą. Pajace i aferzyści, nic więcej. Dno dna…

Uważam, że nasze dzieci i wnuki będą pamiętać o sierpniowym zrywie wolnościowym. Jestem o to spokojny. Młodzi już wybrali swoich bohaterów. Obchodzą uroczystości związane z Powstaniem Warszawskim, z Żołnierzami Wyklętymi. Myślę, że taka fascynacja tymi wydarzeniami historycznymi i bohaterskimi nieskazitelnymi postaciami będzie się jeszcze w polskim społeczeństwie pogłębiać.  

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk

*Szymon Nowak - urodzony w 1973 r. w Skierniewicach. Absolwent Wydziału Historii Wyższej Szkoły Humanistyczno-Pedagogicznej w Łowiczu. Jest autorem kilku artykułów popularno-naukowych w czasopismach historyczno-wojskowych. Główne punkty jego zainteresowań to epoka napoleońska oraz czasy II wojny światowej z podkreśleniem tematu Powstania Warszawskiego. Zainteresowania: Powstanie Warszawskie, II wojna światowa, epoka napoleońska, ogólnie historia Polski. Najważniejsze publikacje: "Przyczółek Czerniakowski 1944", Zabrze 2011; "Puszcza Kampinoska - Jaktorów 1944", Warszawa 2011. Nakładem wydawnictwa Fronda właśnie ukazała się jego książka „Warszawa 1944. Alternatywna historia Powstania Warszawskiego” – można ją kupić TUTAJ