Fronda.pl: W swojej działalności poselskiej angażuje się Pan w sprawy obywateli, którzy zwracają się do Pana z prośbą o pomoc i interwencję, zwykle w trudnych i zawiłych kwestiach. Czy tak jest też w przypadku pani Anny, której polski sąd chce odebrać dzieci?

Poseł Tadeusz Dziuba:Sprawa pani Anny S-vR to pierwsza sprawa, która trafiła do mnie w tej kadencji Sejmu. Przygnębia mnie ona. Dlaczego? Polka, która rozwiodła się z mężem-Belgiem, z  dwójką dzieci przyjechała do Polski. Gdy przebywała w Polsce już kilka miesięcy, jej były małżonek wystąpił – w trybie tzw. konwencji haskiej, dotyczącej uprowadzeń dzieci – o to, by na mocy orzeczenia sądowego dzieci powróciły do Belgii. Inaczej mówiąc, zarzucił (nieprawdziwie), iż dzieci zostały uprowadzone.

Wszystkie instytucje w kraju, które zajmowały się przypadkiem tej polskiej obywatelki, z jednym wyjątkiem, postępowały tak, by zadośćuczynić żądaniom Belga, z całkowitym pominięciem interesów własnych obywateli, czyli pani Anny i jej dzieci, które też są obywatelami polskimi. Polacy przebywający na polskiej ziemi nie uzyskali od polskich władz realnej ochrony.

F: Czyli w majestacie prawa polskie instytucje działają przeciwko polskim obywatelom, przeciw pani Annie i jej dzieciom, preferując żądanie Belga?

T. D.: Trudno powiedzieć inaczej. Zilustruję tę tezę prostymi przykładami. Powiedziałem, że rozwiedziony małżonek wystąpił z wnioskiem w trybie konwencji haskiej. Nie jest to precyzyjne stwierdzenie. Jego wniosek, przesłany ministerstwu sprawiedliwości, był wnioskiem niewypełnionym, a przede wszystkim brakowało tam takich podstawowych elementów jak informacji kogo uprowadzono i w jakich okolicznościach. De facto nie było to wniosek.
Mimo tego urzędnicy ministerstwa sprawiedliwości, zajmujący się takimi sprawami, nadali bieg ,,wnioskowi”, wysyłając go do sądu. Sąd w ogóle nie uwzględnił tego, że wniosek nie zawiera niezbędnych treści, lecz od razu przystąpił do procedowania w celu wydania orzeczenia nakazującego matce oddanie dzieci – obywateli polskich – obywatelowi belgijskiemu.

Mało tego, ów były małżonek - Belg, zapewne widząc uległość polskich władz wobec jego żądań, posunął się do przestępstwa. Wynajął – mówiąc wprost – zbirów z Belgii i próbował dzieci uprowadzić z Polski, sprzed domu ich matki. Ten fakt, pokazujący jego skłonność do działań przestępczych, nie wzbudził żadnej refleksji sądu rozpatrującego wniosek z konwencji haskiej. Dodać należy, że sąd obowiązany jest do zapewnienia dobra dzieciom. Prokuratura lokalna została co prawda zmuszona do prowadzenia postępowania w sprawie napaści na dzieci, ale wydaje mi się, że nie przyniosło to żadnego skutku. Sprawa ta została chyba umorzona.

Ojciec - Belg zaplanował napaść i podjął próbę uprowadzenia, co poświadczono dowodowo. Jak powiedziałem, tych okoliczności polski sąd nie uwzględnił, chociaż próba uprowadzenia dzieci wyraźnie dowodzi intencji ojca. Kierując się dobrem dzieci, sąd powinien tę okoliczność uwzględnić. Wiadomo, że gdyby dzieci składały zeznanie przed sądem rozpatrującym wniosek z konwencji haskiej, to najprawdopodobniej stwierdziłyby one, że nie chcą powrotu do Belgii, że nie chcą mieszkać z ojcem, lecz w Polsce z matką.

Było to wiadome, bo dzieci takie zeznania złożyły wiele miesięcy wcześniej w innym postępowaniu sądowym, mianowicie w sprawie z powództwa matki o odebranie praw rodzicielskich ojcu. Jednak sąd rozpatrujący wniosek z konwencji haskiej takiego dowodu nie dopuścił. Mało tego, prokurator, który przystąpił do tej sprawy (zresztą w następstwie mojej inicjatywy) nie poparł stanowiska matki. Opowiedział się za tym, by do wysłuchania dzieci przed sądem nie dopuścić.

Identycznie postąpił przedstawiciel rzecznika praw dziecka. Krótko mówiąc, mamy do czynienia z horrendum, z konsekwentnym działaniem polskich instytucji przeciwko interesom polskich obywateli przebywających na polskiej ziemi.Sąd już wydał orzeczenie zobowiązujące matkę do przekazania dzieci ojcu-Belgowi, które będzie musiało być zrealizowane najpóźniej do pierwszych dni stycznia, czyli w ciągu miesiąca.

F: Czyli dzieci mają za miesiąc wyjechać do ojca do Belgii?

T. D.: Tak. W praktyce, w następstwie orzeczenia polskiego sądu nastąpi separacja polskich dzieci od polskiej matki. W tym panopticum tylko jeden organ władzy zachował się przyzwoicie. Była to poznańska policja, która zabezpieczyła dowody w sprawie próby uprowadzenia. Pomogła matce tyle, ile mogła. Pozostałe instytucje władzy, czyli ministerstwo sprawiedliwości, sąd, prokuratura, a także rzecznik praw dziecka, cechowała i cechuje w tej sprawie jakaś koszmarna ślepota i głuchota. Trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z mechanizmami całkowicie nieakceptowalnymi. Nawiasem mówiąc, wnioskowałem do odpowiednich władz o zastosowanie tzw. tarczy antykorupcyjnej.

F: Czy będzie pan próbował jeszcze pomóc tej matce, aby nie odebrano jej dzieci?

T. D.: Będę starał się pani Annie pomagać tak, jak mogę, ale moje doświadczenia są pesymistyczne. Od samego początku pani Anna, na kolejnych etapach sprawy, kreśliła kolejne, skrajnie czarne scenariusze. Niestety, każdy z nich się sprawdził. Na gruncie opisanej sprawy trudno oprzeć się wrażeniu, że w sprawach z konwencji haskiej prowadzonych w Polsce działają ukryte mechanizmy, skalkulowane przeciwko polskim obywatelom. Przygnębiające.

Dziękuję za rozmowę.